Drugi tom Punishera z cyklu Marvel Knights to kontynuacja bezpretensjonalnej i brutalnej rozwałki dostarczanej przez Gartha Ennisa. Niektórzy nazwą to chorą wizją, inni dobrą zabawą. Jak jest w rzeczywistości?
W jednej z opowieści zawartej w omawianym tomie możemy śledzić akcję z perspektywy…otwartych ust mafiosa, który właśnie czeka na zabieg, siedząc na fotelu dentystycznym. Ten punkt widzenia pozwala nam „delektować się” pracą Franka Castle’a, który z finezją rzeźnika usuwa kolejne siekacze bezradnej ofierze. W innym segmencie na scenie pojawia się ulubieniec widowni – Wolverine. Nasz ukochany Rosomak bardzo szybko zostaje pozbawiony twarzy przez celny strzał z dwururki Punishera. Jak wiemy, Wolverine ma szkielet z admaniutum i jest praktycznie niezniszczalny, więc przez resztę historii mutant pomyka z błyszczącą trupią czaszką zamiast facjaty. Na marginesie warto dodać, że jego przeciwnikami są karły, które pozbawiają nóg mężczyzn o zwykłym wzroście, żeby zrobić z nich żołnierzy w powstającej właśnie, niskorosłej armii. Jednym słowem, dzień jak co dzień w głowie Gartha Ennisa.
Z drugiej strony w omawianym tomie mamy nieoczywistą opowieść o dwóch policjantach, z których jeden jest skorumpowany, a drugi ma problemy z alkoholem. Punisher jest tu tylko tłem historii o dobrych ludziach nieradzących sobie w ciężkich czasach. To naprawdę głęboka i wieloznaczna fabuła, w której nie ma dobrych i złych – jest życie, dające każdemu w kość. Kolejny dowód na maestrię Gartha Ennisa, który obok radosnej rozwałki potrafi zaoferować poważne i dramatyczne treści. Marvel Knights to jednak format nastawiony na dużo lżejsze podejście, nic więc dziwnego, że recenzowany komiks zdominowany jest przez, delikatnie mówiąc, osobliwe opowieści. Autor jedzie po bandzie w jeszcze bardziej szalony sposób niż w poprzednim tomie. Momentami można odnieść wrażenie, że hamulce w jego twórczej bryce zupełnie nie działają i teraz dosłownie wszystko jest możliwe. Nie ma tu żadnych granic, co udowadnia ostatni z rozdziałów, przy którym najbardziej krwawe horrory są laurkami z okazji dnia babci.
Historia finalizująca tom jest tak pokręcona i dziwaczna, że trudno traktować ją z powagą. Skupia się na pewnym chłopcu, który po traumie z dzieciństwa przemienia się w potwora żyjącego wśród ciał zamordowanych i najwyraźniej na wpół pożartych ludzi. Mężczyzna kontroluje bezdomnych żyjących w podziemiach wielkiego miasta i każe im porywać nieszczęśników w celach gastronomicznych. Frank Castle w tandemie z pacyfistyczną (do czasu) pracownicą socjalną robi porządek z tą przerażającą gromadką. Historia ta nie ma większego sensu, ale punkt wyjścia jest tak obrzydliwy i cudaczny, że zdecydowanie zapada w pamięć. Fani ekstremalnych odmian horrorów zapewne znajdą w tym swoją kolejną ulubioną wizję artystyczną.
Powyższa historia wydaje się sztuką dla sztuki, w której Ennis nie przejmuje się zasadami rządzącymi fabularnymi opowieściami, a jedynie bawi się gatunkiem i eskaluje brutalność. Pomijając wątek skorumpowanych gliniarzy, większość zawartych w omawianym tomie przygód Punishera skupia się na eksploracji różnych form masakr i makabr. Niektóre rozdziały, jak ten z kałamarnicą, są jedynie dziwacznymi żartami, stanowiącymi wyrwaną z kontekstu dygresję. Nie znajdziemy tutaj długich i złożonych fabuł, w których znani z Marvela złoczyńcy toczą boje z Frankiem Castle. Całość ma formę krótkich opowiastek nastawionych na rozrywkę skierowaną do dorosłego i świadomego odbiorcy. W niektórych rozdziałach Punisher nie odgrywa nawet pierwszych skrzypiec. Jest on świadkiem wydarzeń toczących się na głównym planie, tylko co jakiś czas pozwalając sobie na dobitną i zazwyczaj krwawą ingerencję.
Oprawa graficzna komiksu jest zadowalająca i zróżnicowana. Obok etatowego grafika współpracującego z Ennisem Steve’a Dillona, swoje trzy grosze dodali Joe Quesada, Tom Mandrake czy Darick Robertson. Panowie dobrze radzą sobie z obrazowaniem krwawych i absurdalnych pomysłów Ennisa, choć oczywiście mamy tutaj lepsze i gorsze koncepcje wizualne. Całość jednak bardzo dobrze się czyta i przegląda, dzięki czemu drugi tom Marvel Knights wciąż może dostarczyć wielkiej radochy. Zakładając oczywiście, że nie boimy się tematów takich jak: kanibalizm, kompulsywne odcinanie kończyn czy tortury na fotelu dentystycznym.