Punisher. Marvel Knights - Tom 2 - recenzja komiksu
Data premiery w Polsce: 23 marca 2022Drugi tom Punishera z cyklu Marvel Knights to kontynuacja bezpretensjonalnej i brutalnej rozwałki dostarczanej przez Gartha Ennisa. Niektórzy nazwą to chorą wizją, inni dobrą zabawą. Jak jest w rzeczywistości?
Drugi tom Punishera z cyklu Marvel Knights to kontynuacja bezpretensjonalnej i brutalnej rozwałki dostarczanej przez Gartha Ennisa. Niektórzy nazwą to chorą wizją, inni dobrą zabawą. Jak jest w rzeczywistości?
W jednej z opowieści zawartej w omawianym tomie możemy śledzić akcję z perspektywy…otwartych ust mafiosa, który właśnie czeka na zabieg, siedząc na fotelu dentystycznym. Ten punkt widzenia pozwala nam „delektować się” pracą Franka Castle’a, który z finezją rzeźnika usuwa kolejne siekacze bezradnej ofierze. W innym segmencie na scenie pojawia się ulubieniec widowni – Wolverine. Nasz ukochany Rosomak bardzo szybko zostaje pozbawiony twarzy przez celny strzał z dwururki Punishera. Jak wiemy, Wolverine ma szkielet z admaniutum i jest praktycznie niezniszczalny, więc przez resztę historii mutant pomyka z błyszczącą trupią czaszką zamiast facjaty. Na marginesie warto dodać, że jego przeciwnikami są karły, które pozbawiają nóg mężczyzn o zwykłym wzroście, żeby zrobić z nich żołnierzy w powstającej właśnie, niskorosłej armii. Jednym słowem, dzień jak co dzień w głowie Gartha Ennisa.
Z drugiej strony w omawianym tomie mamy nieoczywistą opowieść o dwóch policjantach, z których jeden jest skorumpowany, a drugi ma problemy z alkoholem. Punisher jest tu tylko tłem historii o dobrych ludziach nieradzących sobie w ciężkich czasach. To naprawdę głęboka i wieloznaczna fabuła, w której nie ma dobrych i złych – jest życie, dające każdemu w kość. Kolejny dowód na maestrię Gartha Ennisa, który obok radosnej rozwałki potrafi zaoferować poważne i dramatyczne treści. Marvel Knights to jednak format nastawiony na dużo lżejsze podejście, nic więc dziwnego, że recenzowany komiks zdominowany jest przez, delikatnie mówiąc, osobliwe opowieści. Autor jedzie po bandzie w jeszcze bardziej szalony sposób niż w poprzednim tomie. Momentami można odnieść wrażenie, że hamulce w jego twórczej bryce zupełnie nie działają i teraz dosłownie wszystko jest możliwe. Nie ma tu żadnych granic, co udowadnia ostatni z rozdziałów, przy którym najbardziej krwawe horrory są laurkami z okazji dnia babci.
Historia finalizująca tom jest tak pokręcona i dziwaczna, że trudno traktować ją z powagą. Skupia się na pewnym chłopcu, który po traumie z dzieciństwa przemienia się w potwora żyjącego wśród ciał zamordowanych i najwyraźniej na wpół pożartych ludzi. Mężczyzna kontroluje bezdomnych żyjących w podziemiach wielkiego miasta i każe im porywać nieszczęśników w celach gastronomicznych. Frank Castle w tandemie z pacyfistyczną (do czasu) pracownicą socjalną robi porządek z tą przerażającą gromadką. Historia ta nie ma większego sensu, ale punkt wyjścia jest tak obrzydliwy i cudaczny, że zdecydowanie zapada w pamięć. Fani ekstremalnych odmian horrorów zapewne znajdą w tym swoją kolejną ulubioną wizję artystyczną.
Powyższa historia wydaje się sztuką dla sztuki, w której Ennis nie przejmuje się zasadami rządzącymi fabularnymi opowieściami, a jedynie bawi się gatunkiem i eskaluje brutalność. Pomijając wątek skorumpowanych gliniarzy, większość zawartych w omawianym tomie przygód Punishera skupia się na eksploracji różnych form masakr i makabr. Niektóre rozdziały, jak ten z kałamarnicą, są jedynie dziwacznymi żartami, stanowiącymi wyrwaną z kontekstu dygresję. Nie znajdziemy tutaj długich i złożonych fabuł, w których znani z Marvela złoczyńcy toczą boje z Frankiem Castle. Całość ma formę krótkich opowiastek nastawionych na rozrywkę skierowaną do dorosłego i świadomego odbiorcy. W niektórych rozdziałach Punisher nie odgrywa nawet pierwszych skrzypiec. Jest on świadkiem wydarzeń toczących się na głównym planie, tylko co jakiś czas pozwalając sobie na dobitną i zazwyczaj krwawą ingerencję.
Oprawa graficzna komiksu jest zadowalająca i zróżnicowana. Obok etatowego grafika współpracującego z Ennisem Steve’a Dillona, swoje trzy grosze dodali Joe Quesada, Tom Mandrake czy Darick Robertson. Panowie dobrze radzą sobie z obrazowaniem krwawych i absurdalnych pomysłów Ennisa, choć oczywiście mamy tutaj lepsze i gorsze koncepcje wizualne. Całość jednak bardzo dobrze się czyta i przegląda, dzięki czemu drugi tom Marvel Knights wciąż może dostarczyć wielkiej radochy. Zakładając oczywiście, że nie boimy się tematów takich jak: kanibalizm, kompulsywne odcinanie kończyn czy tortury na fotelu dentystycznym.
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat