Arkadiusz Czerepach. Kiedyś znany jako poczciwy Tadzio Norek, widziany często w towarzystwie mało rozgarniętego Karola Krawczyka. Z zamiłowania, pasji i hobby kanalarz, podporządkowany apodyktycznej żonce. I być może taki pozostałby na wieki wieków, gdyby nie Wilkowyje. Kiedyś popularny filmik w sieci przekonywał, że "Mielno niszczy każdego" - zaś Wilkowyje każdego zmieniają. Totalnie. Dziś Czerepach to chodzące wcielenie podstępu, sprytu, kombinator najwyższego poziomu. Potrafiący (prawie) genialnie panować nad swoimi emocjami, chłodny i wyrachowany. Co prawda widywany jest w towarzystwie Wójta/Senatora, przejawiającego szczątkowe cechy Krawczyka, jednak nie zmienia to faktu, że jest z niego rasowe spindoktorskie ziółko, mogące z niczego coś stworzyć. Ale czy na pewno to taki twardy monolit, którego nic nie może ruszyć? Prawda o Czerepachu jest tak prosta, jak… ściągnięcie jego włosów.

Otóż Arkadiusz Czerepach w miłości traci całą pewność siebie i swoje cwaniactwo. Staje się czułym człowiekiem, zdolnym do wyższych rzeczy oraz tych typowych dla zwykłych ludzi - jak choćby zazdrość. Wpływ na jej pojawienie się miał wyjazd Lodzi do Brukseli. Biedny Czerepach nie był pewien, czy aby tylko tam szkolenie się odbywało, co jeszcze podsycał w nim Senator. Musiało więc się stać, co się stało - Czerepach sięgnął po narzędzia dostępne tylko jemu. Korzystając z wachlarza kontaktów i opcji, od infolinii po Solejukową, próbował bawić się w Wielkiego Brata - co dało efekt najbardziej komicznego wątku odcinka, okraszonego, jak zwykle zresztą, świetną grą Artura Barcisia.

[image-browser playlist="592603" suggest=""]
©2013 TVP1 / fot. K. Wellman

Czerepach korzystał przy swojej sprawie z pomocy Solejukowej, która w międzyczasie była zajęta równie zabawnym wątkiem odcinka. Wziął się on z jej troski o to, by małżeństwo nie skończyło się rozwodem. W tym celu postanowiła podbudować morale męża, co zakończyło się bolącą ręka Solejuka oraz… sześcioma stronami programu partii. Jednak ten sukces był wielkim triumfem siły rozumu nad rzeczywistością oraz poczucia humoru scenarzystów nas szarzyzną. A także duetu Żak-Maciejewski - kapitalne były sceny przy stole, zwłaszcza w kwestii odegrania uczuć oraz, powiedzmy, procesów myślowych.

W odcinku pojawiły się jeszcze trzy inne znaczące wątki. Wątek główny dworku, wojna Lucy-Monika, miała kolejną batalię, w której centrum był… test ciążowy. Poszły ostre gromy. Pietrek miał rację mówiąc, że jedna wkurzona kobieta może zrobić piekło, nie wspominając o dwóch. Jednak tym razem wojna owa wypadła o wiele bladziej niż w poprzednich odcinkach. Zachowanie Moniki i Lucy było przewidywalne, a momentami "naciągane". Równie mało przekonująco wypadła wizyta na plebanii. Co prawda czarnowidztwo Michałowej jak zawsze świetne, jednak pomysł z rachunkami parafii wypadł trochę sztucznie i sprawił wrażenie jakby na silę dołożonego do tego odcinka. Nie zabrakło też spotkania z bliźniakiem księdza, który (nawet słusznie) kombinuje, jak tu zaingerować w życie córki. No i bym zapomniał - była ławeczka. Raptem w dwóch scenach, jednak to wystarczyło - najwyższy poziom humoru oraz "filozofii" sprawił niemałą satysfakcję dla widza.

Ranczo ma się jak zwykle dobrze. Jeżeli jeden wątek w odcinku jest ciut słabszy, zaraz inne potrafią to nadrobić, często bardziej niż wybuchowo. "Ranczo bawi, Ranczo uczy, Ranczo nigdy się nudzi" chciałoby się rzec. I dobrze. Tyle przynajmniej mamy rozrywki w tę zimową wiosnę.

Ocena: 8/10

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj