W miejsce udziwnień i rozwiązań fabularnych wprowadzanych na siłę pojawiają się odczucia i niepokoje poszczególnych postaci. Ray Donovan koncentruje się na relacjach pomiędzy bohaterami. Wnika dość głęboko w życie wewnętrzne protagonistów. Dzięki temu powstaje intymny portret rodziny, która wbrew otaczającemu ją złu, stara utrzymać się razem. Symbolem powyższego jest spotkanie Raya z Terrym. Długo czekaliśmy na wspólne sceny tej dwójki, które nie będą jedynie odgrywaniem fabularnych schematów. Wreszcie dostaliśmy coś takiego. Kameralnie, mądrze i z polotem. Od wspólnej wycieczki samochodem, przez rajd rollercoasterem, aż po smutny koniec jelonka. Serial wreszcie pokazuje braterstwo w prawdziwym tego słowa znaczeniu. W przypadku tej dwójki jest to znamienne, bo przecież są oni zarówno bardzo podobni, jak i kompletnie różni. Konające i cierpiące zwierzę to natomiast moment symboliczny. Można odnieść go zarówno do sylwetki Terry’ego (niepełnosprawność wynikająca z choroby), jak i Raya (chwila zawahania przed pociągnięciem za spust – morderca nie może mieć skrupułów). W omawianych odcinkach większość postaci otrzymała podobnie nacechowane emocjami wątki. Weźmy na przykład Bridget i Smitty’ego (swoją drogą aktor portretujący bohatera znów gra zdradzonego – pamiętacie jego postać w Atypowym?). Córka Raya przyznaje się do niewierności mężowi. Ten, zamiast wybuchnąć gniewem, zalewa się łzami, co kobieta odbiera za brak męskości. Czyżby potomkini nieustępliwego Donovana jedynie tego szukała u partnera? Bridget musi symbolicznie zabić swojego ojca, by odzyskać wolność i wewnętrzny spokój. Niestety nie jest to możliwe, ponieważ dzikość serca, znamienna również dla jej ojca, jest w niej głęboko zakorzeniona. Smitty natomiast jak na skończonego wrażliwca przystało, włóczy się w tę i we w tę, łkając i utyskując na swój los. Jest w tym coś komicznego, ale też podtrzymującego na duchu. Zdradzony musi udowodnić swoją męskość przede wszystkim przed sobą samym – stąd atak na amanta żony i gniewna postawa. Smitty to „dobry chłop” – zupełnie inny niż pozostali protagoniści. Bridget mimo popełnionego błędu nadal ma szansę na związek z tym porządnym człowiekiem. Obserwując losy tej dwójki młodych, zagubionych ludzi, siłą rzeczy zaczynamy im kibicować. W ten sposób właśnie serial angażuje emocjonalnie widza. Zaczyna nam zależeć na losach bohaterów, a to właściwy krok w kierunku opowieści wartościowej i ambitnej. Historie Bunchy’ego i Darylla potwierdzają powyższe. W przypadku tego pierwszego nic nie toczy się tak, jak sugerowały poprzednie epizody. Brendan nie dołącza do białej supremacji, nie zostaje też herosem osiedla. Bohater znów popełnia błąd za błędem, a konsekwencje jego działań wpędzają go w jeszcze większe bagno. Donovan, mimo szczerych intencji, ponownie znajduje się na równi pochyłej, co w przypadku tak dobrodusznej postaci jest bardzo niepokojące. Daryll natomiast miota się pomiędzy tym, co właściwe, a tym, co błędne. Daje się zwieść własnemu ojcu, czym determinuje pośrednio swój los. Na tym etapie opowieści Daryll jawi się nam jako niezbyt rozgarnięty młody mężczyzna, którym można w łatwy sposób manipulować. Fakt, że robi to jego rodziciel, nadaje wątkowi dodatkowego dramatyzmu. Na koniec zostaje nam Mickey. Nestor rodu jest czynnikiem chaosu w całej opowieści. Elementem, który z jednej strony napędza historię, z drugiej zmusza bohaterów do walki o życie. Dopóki dziadek nie zniknie, Donovanowie nie zaznają spokoju. Czy takie będzie przesłanie bieżącego sezonu? Wszystko prowadzi do ostatecznego rozwiązania sprawy Mickeya, ponieważ na tę chwilę większość kłopotów bohaterów jest w pewien sposób powiązana z najstarszym Donovanem. Na koniec warto dodać, że w serialu pojawia się nowa rodzina. Sullivanowie są niczym lustrzane odbicie familii Donovanów. Tu też mamy nestora i jednostki psychopatyczne. Romans Raya z Molly stanowi pewne połączenie dwóch światów. Obie rodziny są na kolizyjnym kursie ze względu na nierozstrzygnięte sprawy i dawne wspólne interesy. Czyżby szykowała się nam tutaj swoista parafraza klasycznego mitu o Romeo i Julii? To wbrew pozorom nie byłby najgorszy pomysł. Czegoś takiego w Rayu Donovanie jeszcze nie mieliśmy. Nowy sezon rozpoczął się dość koślawo, ale teraz wydaje się, że opowieść trafiła na właściwie tory. Bohaterowie są uwikłani w dość skomplikowane sytuacje i muszą się mocno nagimnastykować, żeby z nich się wydostać. Najnowsze odcinki były również bardzo mroczne i ponure w swoim wydźwięku. Nawet w momentach potencjalnie zabawnych, prezentowany humor był raczej wisielczy. Przyjęta estetyka działa na korzyść serialu. Buduje klimat i wprowadza widzów w nastrój. Jednym słowem, Ray Donovan powraca w starym dobrym i złowrogim stylu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj