Ray Donovan: sezon 7, odcinek 5 i 6 - recenzja
Ray Donovan w najnowszych odcinkach stawia na wątki obyczajowe. Działa to na korzyść opowieści, która wreszcie zaczyna angażować widzów emocjonalnie.
Ray Donovan w najnowszych odcinkach stawia na wątki obyczajowe. Działa to na korzyść opowieści, która wreszcie zaczyna angażować widzów emocjonalnie.
W miejsce udziwnień i rozwiązań fabularnych wprowadzanych na siłę pojawiają się odczucia i niepokoje poszczególnych postaci. Ray Donovan koncentruje się na relacjach pomiędzy bohaterami. Wnika dość głęboko w życie wewnętrzne protagonistów. Dzięki temu powstaje intymny portret rodziny, która wbrew otaczającemu ją złu, stara utrzymać się razem. Symbolem powyższego jest spotkanie Raya z Terrym. Długo czekaliśmy na wspólne sceny tej dwójki, które nie będą jedynie odgrywaniem fabularnych schematów. Wreszcie dostaliśmy coś takiego. Kameralnie, mądrze i z polotem. Od wspólnej wycieczki samochodem, przez rajd rollercoasterem, aż po smutny koniec jelonka. Serial wreszcie pokazuje braterstwo w prawdziwym tego słowa znaczeniu. W przypadku tej dwójki jest to znamienne, bo przecież są oni zarówno bardzo podobni, jak i kompletnie różni. Konające i cierpiące zwierzę to natomiast moment symboliczny. Można odnieść go zarówno do sylwetki Terry’ego (niepełnosprawność wynikająca z choroby), jak i Raya (chwila zawahania przed pociągnięciem za spust – morderca nie może mieć skrupułów).
W omawianych odcinkach większość postaci otrzymała podobnie nacechowane emocjami wątki. Weźmy na przykład Bridget i Smitty’ego (swoją drogą aktor portretujący bohatera znów gra zdradzonego – pamiętacie jego postać w Atypowym?). Córka Raya przyznaje się do niewierności mężowi. Ten, zamiast wybuchnąć gniewem, zalewa się łzami, co kobieta odbiera za brak męskości. Czyżby potomkini nieustępliwego Donovana jedynie tego szukała u partnera? Bridget musi symbolicznie zabić swojego ojca, by odzyskać wolność i wewnętrzny spokój. Niestety nie jest to możliwe, ponieważ dzikość serca, znamienna również dla jej ojca, jest w niej głęboko zakorzeniona.
Smitty natomiast jak na skończonego wrażliwca przystało, włóczy się w tę i we w tę, łkając i utyskując na swój los. Jest w tym coś komicznego, ale też podtrzymującego na duchu. Zdradzony musi udowodnić swoją męskość przede wszystkim przed sobą samym – stąd atak na amanta żony i gniewna postawa. Smitty to „dobry chłop” – zupełnie inny niż pozostali protagoniści. Bridget mimo popełnionego błędu nadal ma szansę na związek z tym porządnym człowiekiem. Obserwując losy tej dwójki młodych, zagubionych ludzi, siłą rzeczy zaczynamy im kibicować. W ten sposób właśnie serial angażuje emocjonalnie widza. Zaczyna nam zależeć na losach bohaterów, a to właściwy krok w kierunku opowieści wartościowej i ambitnej.
Historie Bunchy’ego i Darylla potwierdzają powyższe. W przypadku tego pierwszego nic nie toczy się tak, jak sugerowały poprzednie epizody. Brendan nie dołącza do białej supremacji, nie zostaje też herosem osiedla. Bohater znów popełnia błąd za błędem, a konsekwencje jego działań wpędzają go w jeszcze większe bagno. Donovan, mimo szczerych intencji, ponownie znajduje się na równi pochyłej, co w przypadku tak dobrodusznej postaci jest bardzo niepokojące. Daryll natomiast miota się pomiędzy tym, co właściwe, a tym, co błędne. Daje się zwieść własnemu ojcu, czym determinuje pośrednio swój los. Na tym etapie opowieści Daryll jawi się nam jako niezbyt rozgarnięty młody mężczyzna, którym można w łatwy sposób manipulować. Fakt, że robi to jego rodziciel, nadaje wątkowi dodatkowego dramatyzmu.
Na koniec zostaje nam Mickey. Nestor rodu jest czynnikiem chaosu w całej opowieści. Elementem, który z jednej strony napędza historię, z drugiej zmusza bohaterów do walki o życie. Dopóki dziadek nie zniknie, Donovanowie nie zaznają spokoju. Czy takie będzie przesłanie bieżącego sezonu? Wszystko prowadzi do ostatecznego rozwiązania sprawy Mickeya, ponieważ na tę chwilę większość kłopotów bohaterów jest w pewien sposób powiązana z najstarszym Donovanem. Na koniec warto dodać, że w serialu pojawia się nowa rodzina. Sullivanowie są niczym lustrzane odbicie familii Donovanów. Tu też mamy nestora i jednostki psychopatyczne. Romans Raya z Molly stanowi pewne połączenie dwóch światów. Obie rodziny są na kolizyjnym kursie ze względu na nierozstrzygnięte sprawy i dawne wspólne interesy. Czyżby szykowała się nam tutaj swoista parafraza klasycznego mitu o Romeo i Julii? To wbrew pozorom nie byłby najgorszy pomysł. Czegoś takiego w Rayu Donovanie jeszcze nie mieliśmy.
Nowy sezon rozpoczął się dość koślawo, ale teraz wydaje się, że opowieść trafiła na właściwie tory. Bohaterowie są uwikłani w dość skomplikowane sytuacje i muszą się mocno nagimnastykować, żeby z nich się wydostać. Najnowsze odcinki były również bardzo mroczne i ponure w swoim wydźwięku. Nawet w momentach potencjalnie zabawnych, prezentowany humor był raczej wisielczy. Przyjęta estetyka działa na korzyść serialu. Buduje klimat i wprowadza widzów w nastrój. Jednym słowem, Ray Donovan powraca w starym dobrym i złowrogim stylu.
Źródło: zdjęcie główne: Showtime
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1961, kończy 63 lat