Fabuła ReCore została przedstawiona w bardzo ciekawy sposób. Ludzkość została zmuszona do ucieczki z Ziemi i odnalezienia nowej planety do życia. Idealnym miejscem wydało się Far Eden, na które trafiła m.in. nasza bohaterka. Planeta miała zostać przystosowana do potrzeb ludzkości przez roboty, zaś kolonizatorzy czekali w kriogenicznym śnie na zakończenie prac. Główna bohaterka, Joule, zostaje wybudzona i odkrywa, że coś poszło nie do końca zgodnie z planem - na Far Eden próżno szukać ludzi, za to wszędzie natrafić można na bardzo agresywne roboty. Na początku nie wiemy więc zupełnie nic i dopiero z czasem udaje nam się odkrywać kolejne części układanki. Taki sposób przedstawienia historii intryguje i zachęca do przechodzenia gry, bo faktycznie zaczyna zależeć nam na poznaniu historii i dowiedzeniu się, co tak naprawdę wydarzyło się na tej planecie. To duży plus, zwłaszcza w przypadku gry platformowej, w których fabuła często jest jedynie delikatnie zarysowana i stanowi zaledwie pretekst do skakania oraz innych akrobacji. Nasza bohaterka nie jest jednak sama. W wyprawie towarzyszą nam robotyczni kompani - Mack, Seth i Duncan, z których każdy pełni określoną rolę. Mack to mechaniczny psiak, który potrafi wykopywać przedmioty ukryte pod ziemią, Seth umożliwia nam błyskawiczną wspinaczkę, zaś Duncan może rozwalać skały dzięki swojej ogromnej sile. Roboty są również przydatne podczas walki - każdy dysponuje inna umiejętnością i sprawdza się w starciu z innym rodzajem przeciwników. Na dodatek możemy też ulepszać naszych kompanów, wymieniając im części i doładowując ich statystyki przy użyciu przedmiotów pozyskiwanych z pokonanych oponentów. Crafting nie jest w ReCore specjalnie rozbudowany, ale stanowi miłe urozmaicenie. Trzon rozgrywki stanowią jednak dwa elementy: skakanie po platformach oraz walka z przeciwnikami i w zasadzie do żadnej z tych rzeczy nie mogę się przyczepić. Fragmenty wymagające zręczności zostały zrealizowane w naprawdę pomysłowy sposób i są momentami dość trudne, wymagają ogromnej precyzji, ale mimo tego nie frustrują. Jest to zasługą świetnie rozstawionych punktów kontrolnych. Nawet jeśli zginiemy po nieudanym skoku, to w zdecydowanej większości przypadków cofamy się jedynie o kilka sekund i po chwili możemy ponownie podjąć kolejną próbę. W ciekawy sposób rozwiązano też walkę. Po zapoznaniu się ze zwiastunami i fragmentami rozgrywki miałem wrażenie, że jest ona nieco prymitywna - wskazywało na to chociażby przyklejanie się celownika do przeciwników. W praktyce okazuje się jednak, że pojedynki potrafią sprawiać trudność. Ciągle musimy pozostawiać w ruchu, omijać wystrzeliwane w naszą stronę pociski, przeskakiwać nad ognistymi podmuchami, a na dodatek w grze pojawiają się cztery rodzaje amunicji, którą musimy dopasować do danego przeciwnika. Całość dopełnia możliwość wykorzystania linki, za pomocą której możemy pozbawić wrogie roboty ich rdzeni, które następnie wykorzystywane są przy ulepszaniu naszych towarzyszy. Wszystko to sprawia, że automatyczne celowanie nie tylko nie frustruje, ale staje się integralną częścią mechaniki, niezbędną do tego, aby ReCore nie irytowało. Irytuje jednak co innego: czasy wczytywania, zwłaszcza w wersji na konsolę Xbox One. Każdorazowe ładowanie się nowej lokacji zajmuje około trzech minut, co jest chyba absolutnym rekordem, jeśli chodzi o gry, przebijającym nawet Bloodborne i The Witcher 3: Wild Hunt. Na dodatek po niektórych zgonach (bo czasami bywa tak, że po nieudanym skoku gra błyskawicznie przywraca nas do życia) musimy zmagać się z długim wczytywaniem. Potrafi to denerwować szczególnie w przypadku trudniejszych starć pod koniec gry, kiedy zdarza się, że nawet kilkanaście minut spędzimy na ekranach doczytywania. Chciałem wręcz zażartować, że w czasie, jaki ReCore potrzebuje na wczytanie poziomu, można pójść do kuchni i zaparzyć herbatę, ale wiecie co? To wcale nie byłby żart. W grze można natrafić także na sporo błędów. Joule często zdarza się przenikać przez tekstury, czasami możemy być świadkiem znikających obiektów, a kilka razy udało mi się wybrać na wycieczkę poza ramy świata wytyczone przez deweloperów. Momentami, gdy na ekranie dużo się dzieje, można natrafić też na spore spadki animacji, które niekiedy mogą być zabójcze w skutkach. Na dodatek jakość samej oprawy też nie zachwyca. Świat nie powala ilością detali, tekstury są co najwyżej przeciętne, a zwiedzane przez nas lokacje to albo podziemne korytarze, albo pustynia, co może być na dłuższą metę nieco monotonne. Tym, co stanowi dla mnie największy problem i przyczynia się do końcowej oceny, nie są jednak problemy techniczne, a... backtracking, czyli powracanie do zwiedzonych już wcześniej lokacji. Deweloperzy postanowili przedłużyć rozgrywkę, wprowadzając do gry bardzo kontrowersyjne rozwiązanie. Podczas zwiedzania Far Eden natrafiamy na pryzmatyczne rdzenie, czyli kule energii potrzebne do otwierania pewnych drzwi. O ile na początku nie stanowi to większego problemu, bo twórcy jednoznacznie dają nam do zrozumienia, że do posunięcia akcji do przodu potrzebujemy danej liczby rdzeni, o tyle pod koniec sprawa się komplikuje. Będąc przy samym końcu gry, okazało się, że muszę dozbierać około 20 kul energii, aby móc dotrzeć do finalnej misji. Wiecie, co to oznacza? Konieczność powrotu do zwiedzonych już lokacji, poszukiwanie rdzeni oraz przede wszystkim te okropne loadingi. Pewna część mnie stara się to jednak jakoś usprawiedliwić, bo gdyby nie ten zabieg, to ReCore byłoby bardzo krótką grą. Dotrzeć do końca możemy w około cztery-pięć godzin. Drugie tyle to poszukiwanie rdzeni, które pozwolą nam faktycznie zobaczyć zakończenie. Oczywiście czas ten można jeszcze wydłużyć - jeżeli lubicie czyścić mapy ze wszelkich wyzwań i zadań do wykonania, to w Far Eden spokojnie spędzicie około 20 godzin. Nie ukrywam, że przy ReCore bawiłem się świetnie podczas pierwszych kilku godzin, bo po prostu brakowało mi takich produkcji - radosnych zręcznościówek, które jednocześnie stanowią wyzwanie, ale nie powodują chęci wyrzucenia konsoli przez zamknięte okno. Niestety strona techniczna na konsoli Xbox One mocno niedomaga, a konieczność zbierania rdzeni pod koniec gry sprawia, że ukończenie jest jej wyzwaniem - i to nie z powodu rosnącego poziomu trudności, a po prostu monotonii i frustracji związanej z powrotem do poprzednich lokacji. PLUSY: + ciekawa historia, + wymagająca, ale niefrustrująca rozgrywka, + sympatyczna bohaterka, + przyjemne elementy platformowe i walka. MINUSY: - skandalicznie długie czasy ładowania, - liczne błędy, - średni poziom oprawy graficznej, - sztucznie przedłużony czas gry.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj