Odgryź się!
Na pozór mogłoby się wydawać, że mamy tu do czynienia z typowo kooperacyjną produkcją, w której fabuła znajduje się gdzieś totalnie na marginesie i nie ma większego znaczenia. Tak jednak nie jest. Przygotowany przez Arkane Austin świat i związane z nim historie są interesujące i zdecydowanie mają potencjał, ale wydaje mi się, że wielu odbiorców może to wszystko ominąć. Naprawdę wiele informacji przekazywanych jest tutaj bowiem przy pomocy porozrzucanych po świecie opcjonalnych dokumentów i nagrań, a to zdecydowanie nie jest najatrakcyjniejszą formą przyswajania wiedzy w grach. Podejrzewam, że właśnie przez to sporo osób ograniczy się do oglądania okazjonalnych scenek przerywnikowych i słuchania dialogów, które zawierają tylko niewielki wycinek tego, co twórcy chcieli przekazać. W momencie premiery na grających czekają cztery postacie (dwie kolejne mają trafić do niej w przyszłości w ramach DLC). Są to: dysponująca mocami telekinezy Layla, inżynierka Remi, snajper Jacob oraz łowca kryptyd o imieniu Devinder. Ja zdecydowałem się na tego ostatniego, bo jego wachlarz umiejętności wydał mi się najbardziej interesujący. Potrafi on rzucać elektrycznym oszczepem, który razi pobliskich wrogów, teleportować się na niewielkie odległości, a także rozstawiać sporą lampę UV, która błyskawicznie zamienia pobliskie wampiry w kamień, a przy tym oślepia ludzkich oponentów. Warto zaznaczyć, że wybór jest ostateczny i definitywny. Nie ma opcji zmiany postaci w trakcie przygody i chęć sprawdzenia kogoś innego wiąże się z koniecznością rozpoczynania od nowa.Krew, pot i łzy
Początkowo walka jest całkiem satysfakcjonująca. Model strzelania jest przyjemny, a bronie wydają się dość zróżnicowane, bo obok klasycznych pistoletów, strzelb i karabinów natrafimy także na potężne wyrzutnie kołków, pistolety sygnałowe i przenośne wiązki UV, które pozwalają skutecznie radzić sobie z wampirami. Na dodatek mamy tutaj tryb kooperacji, a wiadomo, że współpraca w gronie znajomych zawsze na plus. Monotonia wkrada się jednak dość szybko. Po kilku pierwszych godzinach ma się wrażenie, że widziało się już wszystko, co gra ma do zaoferowania. Znajdujemy kolejne podobne do siebie rodzaje broni i ciągle zmagamy się z tymi samymi kilkoma rodzajami oponentów. Wyjątkiem są starcia z unikalnymi bossami, ale tych jest raczej niewielu. Nie pomaga fakt, że sztuczna inteligencja... nie jest przesadnie inteligentna. Przeciwnikom zauważenie postaci gracza zajmuje dużo czasu, a na dodatek często nie reagują oni w żaden sposób na to, jak ich kompani giną stojąc tuż obok. Nie zliczę nawet, ile razy oczyściłem jakąś lokację, stojąc w oddali z karabinem snajperskim i wybijając niczego nieświadomych oponentów. Więcej problemów sprawiają wampiry, które wymagają dobicia kołkiem lub wykorzystania specjalnej broni, ale i na nich jest łatwy sposób, bo zamienienie ich w kamień lampą UV jest szybkie, proste i skuteczne.Witajcie w Redfall
Tytułowe miasteczko nie jest zbyt duże i składa się z dwóch odrębnych obszarów (po przejściu do drugiego utracicie możliwość powrotu do tego pierwszego, co jest dziwną decyzją, ale warto mieć to na uwadze). Po kilku pierwszych godzinach można poznać je tak dobrze, że da się po nim komfortowo przemieszczać nawet bez potrzeby sięgania po mapę, opierając się wyłącznie na charakterystycznych obiektach czy miejscach. Czy to źle? To już kwestia gustu. Dla mnie taki rozmiar byłby całkiem ok, zwłaszcza że deweloperzy zadbali o sporo budynków, do których możemy wejść i przetrząsnąć je w poszukiwaniu przedmiotów. Niestety taka eksploracja, podobnie jak walka, szybko się nudzi, gdy tylko orientujemy się, że wszędobylskie "skarby" to zwykle dobrze znane bronie z nieco innymi statystykami lub bezużyteczne śmieci, które po prostu z automatu zwiększają stan naszego konta. Poboczne zadania zaś sprowadzają się do znalezienia jakiegoś obiektu lub pokonania pewnego przeciwnika. Nic specjalnego. Co gorsza, na pewnym etapie okazuje się, że niektóre z "opcjonalnych" misji wcale takie opcjonalne nie są i po prostu trzeba je wykonać, by pchnąć dalej główny wątek fabularny. Redfall ogrywałem zarówno na PC, jaki konsoli Xbox Series S i obie te wersje pozostawiają sporo do życzenia. Na pececie przede wszystkim trzeba liczyć się z wysokimi wymaganiami sprzętowymi (sam ledwie załapałem się na te minimalne), a do tego kilka razy grze zdarzyło się nieoczekiwanie zakończyć działanie i wyrzucić komunikat o błędzie. Na Xboksie z kolei jedyną opcją (na ten moment) jest rozgrywka w trybie jakości przy 30 klatkach na sekundę, ale już ta "jakość" jest mocno umowna. Niektóre elementy otoczenia doczytują się na oczach graczy, a tekstury niskiej rozdzielczości straszą bardziej, niż pojawiające się za plecami wampiry. Na dodatek i tam sporadycznie jesteśmy wyrzucani do systemu.To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj