Redfall - recenzja gry
Data premiery w Polsce: 2 maja 2023Stan Redfall na premierę można przyrównać do wampira, ale takiego, który pozbawiony został zębów.
Stan Redfall na premierę można przyrównać do wampira, ale takiego, który pozbawiony został zębów.
Redfall zabiera nas w podróż do fikcyjnego, tytułowego miasteczka w Stanach Zjednoczonych. Miejsce to byłoby prawdopodobnie całkiem urokliwe, gdyby nie jeden drobny szczegół: niebezpieczni, uzbrojeni kultyści i hordy wampirów, którzy przemierzają ulice w poszukiwaniu ofiar wypełnionych ciepłą krwią. Gracze stają przed trudnym zadaniem wyzwolenia tego miejsca spod władania krwiopijców, przy okazji stopniowo odkrywając ich genezę.
Odgryź się!
Na pozór mogłoby się wydawać, że mamy tu do czynienia z typowo kooperacyjną produkcją, w której fabuła znajduje się gdzieś totalnie na marginesie i nie ma większego znaczenia. Tak jednak nie jest. Przygotowany przez Arkane Austin świat i związane z nim historie są interesujące i zdecydowanie mają potencjał, ale wydaje mi się, że wielu odbiorców może to wszystko ominąć. Naprawdę wiele informacji przekazywanych jest tutaj bowiem przy pomocy porozrzucanych po świecie opcjonalnych dokumentów i nagrań, a to zdecydowanie nie jest najatrakcyjniejszą formą przyswajania wiedzy w grach. Podejrzewam, że właśnie przez to sporo osób ograniczy się do oglądania okazjonalnych scenek przerywnikowych i słuchania dialogów, które zawierają tylko niewielki wycinek tego, co twórcy chcieli przekazać.
W momencie premiery na grających czekają cztery postacie (dwie kolejne mają trafić do niej w przyszłości w ramach DLC). Są to: dysponująca mocami telekinezy Layla, inżynierka Remi, snajper Jacob oraz łowca kryptyd o imieniu Devinder. Ja zdecydowałem się na tego ostatniego, bo jego wachlarz umiejętności wydał mi się najbardziej interesujący. Potrafi on rzucać elektrycznym oszczepem, który razi pobliskich wrogów, teleportować się na niewielkie odległości, a także rozstawiać sporą lampę UV, która błyskawicznie zamienia pobliskie wampiry w kamień, a przy tym oślepia ludzkich oponentów. Warto zaznaczyć, że wybór jest ostateczny i definitywny. Nie ma opcji zmiany postaci w trakcie przygody i chęć sprawdzenia kogoś innego wiąże się z koniecznością rozpoczynania od nowa.
Każdy z dostępnych bohaterów ma osobne drzewko umiejętności, umożliwiające "zbudowanie go" na różne sposoby. Dzięki temu możemy stworzyć build zarówno typowo pod grę solo, stawiając na talenty zwiększające żywotność lub zadawane obrażenia, jak i zdecydować się na coś, co wspomoże sojuszników. Na dodatek na pewnym etapie odblokowujemy możliwość resetowania wydanych punktów, dzięki czemu możemy eksperymentować z różnymi podejściami bez obaw, że w ten sposób cokolwiek stracimy i zablokujemy sobie inną ścieżkę rozwoju.
Krew, pot i łzy
Początkowo walka jest całkiem satysfakcjonująca. Model strzelania jest przyjemny, a bronie wydają się dość zróżnicowane, bo obok klasycznych pistoletów, strzelb i karabinów natrafimy także na potężne wyrzutnie kołków, pistolety sygnałowe i przenośne wiązki UV, które pozwalają skutecznie radzić sobie z wampirami. Na dodatek mamy tutaj tryb kooperacji, a wiadomo, że współpraca w gronie znajomych zawsze na plus. Monotonia wkrada się jednak dość szybko. Po kilku pierwszych godzinach ma się wrażenie, że widziało się już wszystko, co gra ma do zaoferowania. Znajdujemy kolejne podobne do siebie rodzaje broni i ciągle zmagamy się z tymi samymi kilkoma rodzajami oponentów. Wyjątkiem są starcia z unikalnymi bossami, ale tych jest raczej niewielu.
Nie pomaga fakt, że sztuczna inteligencja... nie jest przesadnie inteligentna. Przeciwnikom zauważenie postaci gracza zajmuje dużo czasu, a na dodatek często nie reagują oni w żaden sposób na to, jak ich kompani giną stojąc tuż obok. Nie zliczę nawet, ile razy oczyściłem jakąś lokację, stojąc w oddali z karabinem snajperskim i wybijając niczego nieświadomych oponentów. Więcej problemów sprawiają wampiry, które wymagają dobicia kołkiem lub wykorzystania specjalnej broni, ale i na nich jest łatwy sposób, bo zamienienie ich w kamień lampą UV jest szybkie, proste i skuteczne.
Kiepskie AI nie oznacza natomiast, że gra jest banalnie prosta. Nawet na "normalu" można natrafić na poważniejsze schody, choć te nie wynikają z faktycznych wyzwań, a dość dziwnych sytuacji, w których nagle rzuca się na nas mnóstwo agresywnych oponentów. W momencie, gdy na ekranie pojawia się kilka krwiopijców, a dodatkowo jesteśmy ostrzeliwani przez kultystów, których nawet nie widzimy, trzeba ratować się ucieczką lub pogodzić ze zgonem. Całe szczęście, że śmierć nie ma w tej grze żadnych poważnych konsekwencji, bo tracimy jedynie odrobinę wirtualnej waluty, którą zbiera się dosłownie na każdym kroku.
Witajcie w Redfall
Tytułowe miasteczko nie jest zbyt duże i składa się z dwóch odrębnych obszarów (po przejściu do drugiego utracicie możliwość powrotu do tego pierwszego, co jest dziwną decyzją, ale warto mieć to na uwadze). Po kilku pierwszych godzinach można poznać je tak dobrze, że da się po nim komfortowo przemieszczać nawet bez potrzeby sięgania po mapę, opierając się wyłącznie na charakterystycznych obiektach czy miejscach. Czy to źle? To już kwestia gustu. Dla mnie taki rozmiar byłby całkiem ok, zwłaszcza że deweloperzy zadbali o sporo budynków, do których możemy wejść i przetrząsnąć je w poszukiwaniu przedmiotów.
Niestety taka eksploracja, podobnie jak walka, szybko się nudzi, gdy tylko orientujemy się, że wszędobylskie "skarby" to zwykle dobrze znane bronie z nieco innymi statystykami lub bezużyteczne śmieci, które po prostu z automatu zwiększają stan naszego konta. Poboczne zadania zaś sprowadzają się do znalezienia jakiegoś obiektu lub pokonania pewnego przeciwnika. Nic specjalnego. Co gorsza, na pewnym etapie okazuje się, że niektóre z "opcjonalnych" misji wcale takie opcjonalne nie są i po prostu trzeba je wykonać, by pchnąć dalej główny wątek fabularny.
Redfall ogrywałem zarówno na PC, jaki konsoli Xbox Series S i obie te wersje pozostawiają sporo do życzenia. Na pececie przede wszystkim trzeba liczyć się z wysokimi wymaganiami sprzętowymi (sam ledwie załapałem się na te minimalne), a do tego kilka razy grze zdarzyło się nieoczekiwanie zakończyć działanie i wyrzucić komunikat o błędzie. Na Xboksie z kolei jedyną opcją (na ten moment) jest rozgrywka w trybie jakości przy 30 klatkach na sekundę, ale już ta "jakość" jest mocno umowna. Niektóre elementy otoczenia doczytują się na oczach graczy, a tekstury niskiej rozdzielczości straszą bardziej, niż pojawiające się za plecami wampiry. Na dodatek i tam sporadycznie jesteśmy wyrzucani do systemu.
Wszystko to dałoby się jakoś zrozumieć, gdybyśmy niejako "w zamian" dostali niesamowitą, fotorealistyczną grafikę, która wyciskałaby absolutnie wszystko z konsol czy potężnych, gamingowych pecetów. A tak nie jest. Gra co prawda nie wygląda jakoś fatalnie, a specyficzny "fortnitowy" styl ma swój urok (choć rozumiem, że nie każdemu przypadnie on do gustu, zwłaszcza w produkcji z elementami grozy), ale na dobrą sprawę nie ma tutaj nic szczególnie imponującego pod kątem czysto technologicznym. Ba, wydaje mi się, że przynajmniej w teorii z tym tytułem powinny poradzić sobie nawet konsole poprzedniej generacji!
Co gorsza, sporo tu błędów i to nie tylko takich, które wywołują uśmiech na twarzy. Przykład? Kilka razy przeciwnikom zdarzyło się zastygnąć w miejscu i nie reagować na obrażenia. O ile w zdecydowanej większości przypadków nie ma to negatywnego wpływu na zabawę, o tyle raz zdarzyło się to w sytuacji, w której zadanie wymagało ode mnie pokonania tego jednego, konkretnego wroga. Przez to zaś byłem zmuszony rozpocząć całe zadanie od nowa.
Redfall to naprawdę specyficzny przypadek. Czuć, że gdzieś tam jest co najmniej przyzwoita gra, ale skryta głęboko pod warstwą kiepskiego AI, licznych błędów i frustrujących problemów technicznych. Wygląda to tak, jakby deweloperom zwyczajnie zabrakło czasu, by dopiąć wszystko na ostatni guzik i wyrobić się na majową premierę. W obecnym stanie jest tu zbyt wiele niedoróbek, by móc czerpać frajdę z zabawy. Nie mam pojęcia dlaczego zdecydowano się wypuścić grę w takim stanie już teraz, zamiast przenieść jej premierę o kilka tygodni. Mam jednak nadzieję, że Arkane Austin nie powiedziało ostatniego słowa, a Redfall po kilku tak potrzebnych aktualizacjach pokaże jeszcze kły.
Plusy:
+ historia i świat z potencjałem;
+ zróżnicowani bohaterowie;
+ kooperacja.
Minusy:
- wiele błędów;
- problemy z wydajnością na PC i konsoli;
- zabawa szybko robi się powtarzalna.
Poznaj recenzenta
Paweł KrzystyniakKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1993, kończy 31 lat
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1976, kończy 48 lat
ur. 1974, kończy 50 lat