Muszę uczciwie przyznać, że Rekrut w ostatnich odcinkach postawił mnie w kłopotliwej sytuacji. Mam bowiem ogromny problem z wyborem najlepszego odcinka wśród omawianych. Rzadko zdarza się, żeby serial ten trzymał tak równy, dobry poziom. Choć nie od dziś wiadomo, że jest to serial, który nie jest do końca poważny, tak epizod 14 to już inna liga. W nim to poznajemy Randy'ego, pomagającego czasem Nayli - specjaliście od namierzania zbiegów, dłużników i innych unikających sprawiedliwości. Jeżeli myślicie, że Smitty jest głównym comic relief tego serialu, to przygotujcie się na szok. Nawet burza hormonalna Harper, o której wspomniałem kilka odcinków temu, nijak się ma do tego, co tu zobaczymy. Z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że jest to szczyt komedii, na jaki ten serial się do tej pory nie wzniósł. Chcę więcej Randy'ego w przyszłości! Drugi odcinek z kolei pokazuje, że wciąż jest to serial policyjny, który potrafi świetnie trzymać w napięciu. Pogoń za nieuchwytnym mordercą, sceny akcji i pościgów, to wszystko jest na bardzo wysokim poziomie, a jednocześnie zachowuje kameralny charakter serialu. Jedyne, do czego się przyczepię, to "młody Wesley", jak to się przyjęło mówić na obecnego partnera Lucy. Nie wiem, czy to personalne uczucia, bo cały czas wierzę w związek Chen i Bradforda, ale gość jest strasznie irytujący, a to, co odstawia, by tylko wkraść się w jej łaski, jest poniżej krytyki, logiki i jakichkolwiek adwokackich praktyk.
fot. materiały prasowe
Ostatni z omawianych dziś odcinków to ogromne, pozytywne zaskoczenie. Choć sama konstrukcja, czyli przeplatanie wywiadu, samego zdarzenia oraz tego, co do niego doprowadziło, nie jest dla serialu niczym nowym, tak tutaj jest to wzniesione na kompletnie nowy poziom. Kontrolowany chaos całej sytuacji, niespodziewane powiązania naszych bohaterów - to jest przemyślane, daje nam jeden z najlepszych odcinków, jakie widział ten serial, i póki co zdecydowanie najlepszy odcinek tego sezonu. Do tego wszystkiego dowiadujemy się wielu nowych rzeczy o Nolanie i jego drużynie. I choć niekoniecznie są to elementy istotne, to nadają one jeszcze więcej charakteru postaciom i pogłębiają przywiązanie widza. A do tego wreszcie dostajemy satysfakcjonujące zamknięcie wątku Aarona.  Podsumowując, Rekrut nie tylko trzyma formę, ale też serwuje nam jedne z najlepszych momentów w historii serialu. Szkoda tylko, że wciąż ciągnie się wątek Lucy i Tima, który chyba nieprędko, o ile w ogóle, zazna szczęśliwego zakończenia.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj