Jak na serial policyjny, Rekrut stał się przez ostatni sezon zdecydowanie mniej kryminalny, a bardziej obyczajowo-komediowy. Coraz częściej sprawy dotyczą Nolana i spółki, służą budowaniu i umacnianiu cech postaci. Tak mamy i w pierwszym z omawianych odcinków, bo główne sprawy dotyczą rabunku dokonanego na Lopez i jej teściowej. Mamy też wspólną jazdę patrolową sierżanta Greya i Nolana mającą przygotować tego drugiego do egzaminu na oficera szkoleniowego. Do tego wszystkiego w tle jest motyw Dnia Matki i... właściwie nic, czym odcinek by wyróżniał. Mam wrażenie, że epizod miał służyć jedynie mniej lub bardziej delikatnemu przygotowaniu poletka pod finał. I jako taki doskonale dał sobie radę, jednak w moim odczuciu był w tym wszystkim zbyt bezpieczny. Nie można się przyczepić do niczego, wszystko jest na poziomie, do jakiego przyzwyczaił nas serial. Ot, mamy sierżanta Greya, który jest już jedną nogą na emeryturze i stara się powoli przyzwyczajać do cywila. Wesleya, który walczy z systemem sądowym w imię sprawiedliwości. I oczywiście przepychanki Chen i Bradforda. Niby wszystko ok, ale jakieś takie mdłe.
fot. materiały prasowe
Następny z omawianych odcinków jest dużo bardziej wyrazisty. No i wreszcie, WRESZCIE, coś się zadziało między Chen i Bradfordem. I to w sposób, jaki chyba tylko twórcy tego serialu mogli wymyślić. I pewnie, zgodzę się, że cała ta afera z ich przestępczymi "sobowtórami", Dimem i Juicy, jest naciągana jak cholera, ale przy tym jest to tak komicznie poprowadzone, że nie sposób się nie roześmiać. To jest już tak dosadne pokazanie, że są sobie przeznaczeni, że bardziej się już chyba nie da. Oczywiście, na rozwinięcie całej sytuacji i wspólnej tajniackiej misji obojga, która już zdecydowanie popchnie ich relację na następny poziom, będziemy musieli poczekać do następnego sezonu, ale Rekrut nie byłby tym samym serialem, gdyby nie tradycyjny cliffhanger. Choć patrząc na poprzednie sezony, to tym razem i tak twórcy obeszli się z nami łagodnie. Mamy przecież za sobą takie kwiatki jak otruty Bradford, wrobiony Nolan czy porwana Lopez. Jest jeszcze motyw "zesłania" Nolana do przygranicznego posterunku, co miało być karą za stawianie się szefowi związków zawodowych, który przy okazji ma uniemożliwić mu zdanie egzaminu na oficera szkoleniowego. Ba, tutaj też znajdziemy humor, a nawet i kawał solidnej akcji, które doskonale uzupełniają romantyczną część w wykonaniu Lucy i Tima. Jednak jeśli mam być szczery, to właśnie ten duet i tak kradnie cały odcinek, a strzelanina na pustyni zdaje się nie mieć zbytniego znaczenia.  Prawda jest taka, że choć sam ostatni odcinek nie jest zły i wreszcie daje podstawy do popchnięcia dalej najdłużej ciągnącego się wątku, to jednak ze wszystkich czterech jest to zdecydowanie najsłabszy i najbezpieczniej zagrany finał sezonu tego show. Mogłoby być zdecydowanie lepiej. Czyżby twórcom zabrakło odwagi?
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj