Po zwiastunach można było odnieść wrażenie, że do czynienia będziemy mieli z filmem akcji z dodatkiem komedii. Okazuje się jednak, że wszystko, co Renegaci mieli najlepszego do zaoferowania, to sam zwiastun.
Zapowiadało się zatem coś na wzór
Kelly's Heroes, ale z jeszcze większą ilością akcji. Finalnie otrzymaliśmy jednak niezwykle przydługi i kompletnie nieangażujący produkt. Akcji starczyło ledwie na pierwszy kwadrans trwania filmu, a jeśli chodzi o komediowe aspekty, to mogły wprawić one jedynie w zakłopotanie lub zażenowanie. Film Stevena Quaela nie potrafi znaleźć własnej tożsamości, co chwila zmieniając swój styl i przybierając inną konwencję. Pełno jest też kwiatków realizacyjnych, jak np. obawy operatora przed pokazaniem choćby jednej kropli krwi. Oglądanie jego pracy jest zatem najbardziej humorystycznym elementem filmu.
Jeżeli nie potrafisz zaangażować widza w historię, to chociaż daj mu ciekawych bohaterów, żeby było komu kibicować. Niestety, tego też tutaj brakuje. Postaci są bez żadnego tła, osobowości i historii, a drewniane dialogi na pewno nie pomagają w ich zrozumieniu i polubieniu.
Renegades są też do bólu nierówni i po kilku ciekawych momentach, przychodzą dłużyzny i przez spore okresy czasu wieje po prostu nudą. Jedno co trzeba przyznać twórcom to fakt, że nie oszukują widza. Od początku dostajemy film świadomy tego, w jakim będzie podążać kierunku. Jest zatem spory dystans i świadomość nierealności historii, jaką opowiada. Film momentami ratuje
J.K. Simmons, ale po pierwsze jest go zbyt mało, a po drugie kategoria wiekowa ogranicza jego ostry jak brzytwa język, więc nie może całkowicie popłynąć podczas rozmów ze swoimi żołnierzami.
Renegaci wpisali się w trend gier komputerowych z serii
Call of Duty, gdzie grupa odważnych żołnierzy jest w stanie pokonać każdą przeszkodę. Jest to lekka i momentami dynamiczna historia, która tylko czasami próbuje udawać coś poważniejszego niż faktycznie jest. Ten nietypowy heist movie wstawiono w wojskową otoczkę i do całości dorzucono standardowe elementy takie jak wątek romantyczny oraz motyw zemsty w wykonaniu rządnego krwi wojaka. Innymi słowy - sztampa.
Po naprawdę niezłym początku, całość zmierza tylko w ślepe uliczki, prezentując na ekranie wszystko, co może powodować znużenie. Wspominałem o okropnych dialogach, które wylewają się z ust bohaterów. Nawet częsta zmiana otoczenia i zejście pod wodę nie ratuje tego filmu, a wręcz dodaje kolejnych wad. Bohaterów w otoczeniu wody trudno jest zrozumieć, a operator wydaje się jakby potrzebował pomocy, bo idzie na dno z każdym ruchem kamery.
Przeczytaj także: To – recenzja filmu
Jednym ze scenarzystów
Renegatów jest
Luc Besson i po wpadce z
Valérian et la Cité des Mille Planètes, francuski reżyser po raz kolejny się nie popisał. Druga połowa filmu to połączenie kina przygodowego z romansem, gdzie właściwie nic z tego nie wychodzi.
Zaś Steven Quale próbuje zlepić z tego przygodową opowieść dla prawdziwych mężczyzn i to nieważne w jakim wieku. Tak naprawdę jednak, lepiej sięgnąć po obojętnie którą odsłonę
Indiany Jonesa lub odpalić na komputerze
Call of Duty. Większe wrażenia zapewnione.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h