Po spektakularnym rozpoczęciu przyszedł czas na ostudzenie emocji. Rick i Morty znowu z gorszym odcinkiem.
Mogłoby się wydawać, że po tak obiecującym otwarciu kolejnego sezonu przygód
Ricka i Mortiego każdy kolejny odcinek wyrwie nas z fotela. Niestety tak się nie stało. 2. epizod, choć z ciekawym konceptem, wypadł o wiele gorzej niż jego poprzednik. I mimo iż akcja opiera się na podobnym schemacie, tym razem to, co świetnie prosperowało ostatnio, okazało się rozczarowaniem. Poza tym jest to odrębny epizod, który nijak się ma do wydarzeń z rozpoczęcia.
Sam pomysł na kosmiczną przygodę wydaje się niezwykle ciekawy i w zasadzie to on sprawia, że mimo pewnych zgrzytów chce się obejrzeć tę historię do samego końca. I nie chodzi tutaj aż tak bardzo o atak terrorystyczny w jednym z międzygalaktycznych salonów rozrywki, ale przede wszystkim o wątek uwięzienia Mortiego we wnętrzu gry. Choć takie motywy popkultura doskonale zna, to jednak fakt, że osobowość 14-letniego chłopca została rozczłonkowana na miliardy kawałków, przez co każdy ułamek charakteru otrzymał wirtualne życie, jest fantastycznym punktem wyjścia do interesującej opowieści. Ta część odcinka funkcjonowała całkiem nieźle, chociaż mam jeden zarzut – fatalne tempo akcji. Dopiero od połowy czasu ekranowego zaczyna się coś dziać. Rozpoczyna się wówczas Święta Wojna, która nareszcie pobudza po ospałym wejściu w misję fabularną Ricka. Akcja zdecydowanie nabiera rumieńców, a my tym samym możemy rozkoszować się nadciągającą apokalipsą. Jednak mimo dobrego widowiska, bo przecież wzajemne mordowanie się odłamków osobowości Mortiego było wartym uwagi zabiegiem, twórcy nie zdołali wynagrodzić nam nudnego początku.
Największym jednak rozczarowaniem są wydarzenia rozgrywające się w rzeczywistości. Znowu inicjatywę przejmuje kobiecy świat. Tym razem widzimy w akcji Summer, która w pojedynkę próbuje rozprawić się z pozaziemskimi terrorystami. Jej moc i odwaga nieco osłabły. Nie jest już tak przebojowa, ale mimo to walczy, ochraniając swoich najbliższych. I nie miałabym tutaj żadnych pretensji, gdyż cieszy mnie to, że twórcy w końcu docenili tę bohaterkę, jednak wątek wojowniczej wnuczki został całkowicie zbesztany w imię parodii
Szklanej pułapki. Co prawda przywykliśmy do tego, że Rick i Morty w komediowej odsłonie nawiązują do dzieł z popkultury, ale robili to z reguły ze smakiem i wyczuciem. Tym razem jedyne, co dało się wyciągnąć z tego kawałka, to wiecznie powtarzające się słowa „szklana pułapka”, które dogrywały miernemu odwzorowaniu kultowych scen filmu. Zabrakło jakiegokolwiek pomysłu na wykończenie wątku, a przecież potencjał miał ogromny. Dlatego też wydawać by się mogło, że kapitalny motyw utknięcia Mortiego w wirtualnej rzeczywistości, gdzie jego odłamy charakteru żyją własnym życiem, zgarnął tyle uwagi twórców, że na rozprawę z bandytami zabrakło już czasu. W efekcie powstała kiepska akcja z żenującym dialogiem.
Słuchając kwestii wypowiadanych przez bohaterów, z utęsknieniem przywracałam w pamięci niebanalny dowcip, jakim raczono nas w pierwszych sezonach. Kubeł pomyj wylał się głównie w części z Summer. Można powiedzieć tylko tyle – wielka szkoda, że to, co wybiło serial na tle innych, zapisując go w pamięci widzów jako innowacyjny i nietuzinkowy, zostało zastąpione niskich lotów żartem, gdzie wulgaryzmy oraz skeczowa ordynarność odgrywają pierwsze skrzypce. Kompletnie nie podobało mi się to, w jaki sposób zostały potraktowane dialogi w tym odcinku. Nie wniosły niczego wartościowego.
Nowy odcinek okazał się znacznie gorszy od pierwszego. Połączył fenomenalny koncept jednego wątku z kiczowatym pomysłem na drugi. Wykonanie również pozostawia wiele do życzenia, ale nie zapominajmy, że jest to Rick i Morty. Oni na pewno jeszcze powrócą w wielkim stylu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h