W 13. epizodzie zabrakło typowych dla serialu kiczowatych, ale perfekcyjnie dopracowanych estetycznie scen. To nie audiowizualne atrakcje stanowią o jego sile - tym razem twórcy nieco bardziej skupili się na samych bohaterach i podkreśleniu jednego istotnego elementu ich trwającej już jakiś czas transformacji: otóż każda z czwórki głównych postaci świadomie pobrudziła sobie ręce i ostatecznie utraciła swoją niewinność. Veronica - wiedząc doskonale, co robią jej rodzice - bierze czynny udział w biznesowym życiu rodziny (czy przypuszcza, że w sprawie zabójstwa Poppa Poutine'a ojciec nie powiedział jej prawdy i dlatego też bez zmrużenia oka okłamała go w ostrzeżeniu burmistrz McCoy?). Betty, choć mogła tego uniknąć, pomaga matce w usunięciu śladów morderstwa i ukryciu ciała. Pomaga również Jughead, wciągając w to FP i stając się jednocześnie zamieszanym w sprawę morderstwa, a to - bądź co bądź - bardziej brudzi ręce i sumienie, niż wycięcie tatuażu z ręki cwanej prawniczki Węży. No i Archie... Kroczenie Archiego mroczną ścieżką (wiem, te słowa w kontekście Riverdale mogą brzmieć dość zabawnie) to coś, czego nie uświadczyliśmy w 1. sezonie, za to w kontynuacji obserwujemy niemal od samego początku. Najpierw Red Circle, broń w plecaku i chęć pozbawienia życia Black Hooda; teraz wierność i praca dla Hirama Lodge'a, przy pełnej świadomości, że jest to praca dla kryminalisty. W obu przypadkach jest to pewnego rodzaju troska i dowód czystej i szczerej miłości: do ojca, którego chciał chronić i do Veroniki, której zaangażowana w działalność przestępczą rodzina nie jest w stanie zmienić tego, kim Ronnie jest w oczach rudzielca: osobą dobrą, o czystym sercu, niemal bez skazy. Skoro już jesteśmy przy Archiem - przejdźmy do największego bodaj twistu sezonu. Pojawienie się agenta FBI i jego wątek zawodził: wydawał się aż zanadto typowy i oczywisty. Myślę więc, że widzom nie zajęło wiele czasu, by zacząć przypuszczać, iż Adams nie musi być tym, za kogo się podaje. Myślę też, że każdemu z Was przeszło przez głowę, że w ten sposób Hiram testuje Archiego. I dobrze - osobiście wręcz bałem się, że wcale się tak nie okaże! Ten obrót spraw ratuje wątek przed wieloma niedorzecznościami - takimi z gatunku "to zbyt wiele nawet jak na Riverdale". Na całe szczęście twist - choć nie jest dużym zaskoczeniem - został świetnie rozegrany i zwieńczony bardzo klimatyczną sceną nad przepaścią. Do tego Archie poznaje prawdę z ust "szefa", którym tym razem okazuje się Hermione, co ostatecznie udowadnia, że nie pełni ona roli jedynie "żony i pomocnika" prawdziwego bossa, ale jest równym mu partnerem: prawdziwa "power couple". To wszystko gra całkiem nieźle i interesująco rozwija sytuację. Po usłyszeniu słów "witaj w rodzinie" do Archiego zapewne dotarło, że państwo Lodge stali się dla niego kimś, od kogo nie będzie mógł się łatwo uwolnić. Mam wielką nadzieję, że twórcy nie zmarnują olbrzymiego potencjału drzemiącego w tej relacji. Co zaś się tyczy pozostałych wątków - temat Black Hooda jest wciąż zamknięty, ale chyba nikt nie ma wątpliwości, że to nie woźny przywdziewał czarną kominiarkę i dokonywał morderstw. Chic pozostaje postacią niejednoznaczną, o której wciąż wiemy niewiele i z którą ciężko sympatyzować - i dobrze, bo tego typu bohater był serialowi potrzebny; świetnie sprawdza się jako kontrast wobec swojej rodziny, okazuje się też zdolnym manipulatorem i aktorem. Jakie są jego rzeczywiste intencje i co jeszcze ukrywa? Ten motyw angażuje i intryguje. Nie wiadomo, jak na serial wpłynie motyw rezygnacji burmistrz McCoy - twórcy zapowiedzieli jednak, że wcielająca się w tę postać aktorka nie zniknie z serialu ani nie zejdzie na dalszy plan. I pytanie na koniec: czy tylko mi się wydaje, że zakopując zwłoki dilera FP w pewnym momencie spojrzał na niego tak, jakby nagle go rozpoznał lub zauważył jakiś znajomy element, który mocno przykuł jego uwagę? Reasumując - twórcy wciąż potrafią znaleźć właściwą drogę prowadzenia fabuły w Riverdale, nawet jeśli już zaczyna się wydawać, że gdzieś ją zgubili. Serial potrafi zagwarantować dobrą i niezobowiązującą rozrywkę nie tylko za pomocą pięknych ujęć, ścieżki dźwiękowej i fantastycznych wokali aktorów - i wciąż sprawia, że na kolejne epizody czeka się z lekkim zniecierpliwieniem. Tak, po seansie 13. odcinka czuję, że najbliższy miesiąc będzie się nieco dłużył.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj