Nowe odcinki Riverdale tylko potwierdzają scenopisarską niemoc. Kiedyś to był kryminał, a teraz mamy dziwny wątek okultystyczno-superbohaterski z nawiązaniami biblijnymi dotyczącymi walki ze złem. Kolejne osoby w Riverdale otrzymują supermoce (za chwilę okaże się, że każdy w mieście jakąś ma). Pomijając absurdalność całej sytuacji - twórcy za bardzo nie zastanawiają się nad kwestią pochodzenia zdolności głównych bohaterów. Po prostu są i tyle, jakby to była najzwyczajniejsza rzecz pod słońcem i nie trzeba było zagłębiać się w temat. Swoiste deus ex machina. Jedynie wątek związany z podróżami w czasie Tabithy był ciekawiej omówiony, chociaż w kolejnym odcinku bohaterki nie zobaczyliśmy w ogóle. Pojawia się coś, co można ograć w interesujący sposób, i zaraz potem to znika. Można napisać: typowe Riverdale.  Nowe epizody powielają ogromny błąd serialu, który pojawia się już od dobrych kilku sezonów - nagromadzenie wielu wątków. Już nawet nie będę wyliczał motywów głównych i pobocznych w poszczególnych epizodach, ponieważ nie ma na to czasu. Scenarzyści obrali sobie za punkt honoru, aby każdy z bohaterów miał własny wątek w każdym odcinku i mocno tego planu się trzymają. Jeśli więc jakaś historia ma potencjał na coś ciekawego (jak wspomniane podróże w czasie Tabithy),  ginie i tak pod natłokiem słabych, pisanych na kolanie opowieści innych postaci. Czasem zastanawiam się, czy to konkurs na to, który z twórców napisze najbardziej niedorzeczną historię. Doskonałym przykładem jest Cheryl. Scenarzyści na siłę wciskają jej wątki z magią i okultyzmem, jednak tak naprawdę nic z nich nie wynika. Od dłuższego czasu widać, że twórcy nie mają na nią pomysłu i udziwniają jej opowieść. To samo dotyczy Śmieciarza, seryjnego mordercy, którego tropi Betty. Nie wiedzieć czemu cały czas przewija się gdzieś w tle, ale nic nie wnosi do serialu. 
fot. The CW
Scenarzyści w omawianych odcinkach potwierdzili, że nie mają pomysłu również i na inne postaci. Veronika zyskała status pobocznej bohaterki, która błąka się od jednego słabo napisanego wątku do drugiego. Twórcy próbują z niej zrobić bardziej stonowaną i delikatniejszą wersję Hirama. Bohaterka jednak trafia gdzieś na pobocze opowieści, oddając pole do popisu innym postaciom, takim jak Archie czy Betty. A co z Kevinem? Kiedyś dał się lubić, a teraz ciągle zmienia strony konfliktu. Gdy wydaje się już, że wrócił do normy, scenę później jest bezmyślnym przybocznym Percivala. Mam wrażenie, że twórcy zapominają o swoich wcześniejszych założeniach.  I na koniec przechodzimy do Percivala Pickensa, naszego głównego antagonisty. Scenarzyści starają się zrobić z niego wielkiego złego - siłę ciemności, z którą muszą zmierzyć się nasi bohaterowie. Jednak w ostatecznym rozrachunku wychodzi im to bardzo słabo. Percival stara się za bardzo, przez co bywa raczej karykaturalny, a nie fascynujący i demoniczny. Do tej pory nie stanowił realnego zagrożenia dla innych. To taki namolny urzędnik. A już szczytem absurdu była sekwencja, w której przyszedł z policjantami po nieoddane książki do biblioteki. Rozumiem, że w niektórych miejscach jest to traktowane jak kradzież, ale bez przesady. Do mieszkańców przychodzi po nie gość z supermocą i trzech stróżów prawa ze strzelbami! Nowe odcinki Riverdale to kwintesencja problemów, z jakimi od dawna mierzy się produkcja The CW. Po ich obejrzeniu nasuwa mi się tylko jeden wniosek - czas zakończyć ten festiwal absurdu i głupich pomysłów.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj