Riverdale: sezon 6, odcinki 10-13 - recenzja
Nowe odcinki serialu Riverdale przekraczają kolejną granicę absurdu. Twórcy nie mogą się zatrzymać!
Nowe odcinki serialu Riverdale przekraczają kolejną granicę absurdu. Twórcy nie mogą się zatrzymać!
Nowe odcinki Riverdale tylko potwierdzają scenopisarską niemoc. Kiedyś to był kryminał, a teraz mamy dziwny wątek okultystyczno-superbohaterski z nawiązaniami biblijnymi dotyczącymi walki ze złem. Kolejne osoby w Riverdale otrzymują supermoce (za chwilę okaże się, że każdy w mieście jakąś ma). Pomijając absurdalność całej sytuacji - twórcy za bardzo nie zastanawiają się nad kwestią pochodzenia zdolności głównych bohaterów. Po prostu są i tyle, jakby to była najzwyczajniejsza rzecz pod słońcem i nie trzeba było zagłębiać się w temat. Swoiste deus ex machina. Jedynie wątek związany z podróżami w czasie Tabithy był ciekawiej omówiony, chociaż w kolejnym odcinku bohaterki nie zobaczyliśmy w ogóle. Pojawia się coś, co można ograć w interesujący sposób, i zaraz potem to znika. Można napisać: typowe Riverdale.
Nowe epizody powielają ogromny błąd serialu, który pojawia się już od dobrych kilku sezonów - nagromadzenie wielu wątków. Już nawet nie będę wyliczał motywów głównych i pobocznych w poszczególnych epizodach, ponieważ nie ma na to czasu. Scenarzyści obrali sobie za punkt honoru, aby każdy z bohaterów miał własny wątek w każdym odcinku i mocno tego planu się trzymają. Jeśli więc jakaś historia ma potencjał na coś ciekawego (jak wspomniane podróże w czasie Tabithy), ginie i tak pod natłokiem słabych, pisanych na kolanie opowieści innych postaci. Czasem zastanawiam się, czy to konkurs na to, który z twórców napisze najbardziej niedorzeczną historię.
Doskonałym przykładem jest Cheryl. Scenarzyści na siłę wciskają jej wątki z magią i okultyzmem, jednak tak naprawdę nic z nich nie wynika. Od dłuższego czasu widać, że twórcy nie mają na nią pomysłu i udziwniają jej opowieść. To samo dotyczy Śmieciarza, seryjnego mordercy, którego tropi Betty. Nie wiedzieć czemu cały czas przewija się gdzieś w tle, ale nic nie wnosi do serialu.
Scenarzyści w omawianych odcinkach potwierdzili, że nie mają pomysłu również i na inne postaci. Veronika zyskała status pobocznej bohaterki, która błąka się od jednego słabo napisanego wątku do drugiego. Twórcy próbują z niej zrobić bardziej stonowaną i delikatniejszą wersję Hirama. Bohaterka jednak trafia gdzieś na pobocze opowieści, oddając pole do popisu innym postaciom, takim jak Archie czy Betty. A co z Kevinem? Kiedyś dał się lubić, a teraz ciągle zmienia strony konfliktu. Gdy wydaje się już, że wrócił do normy, scenę później jest bezmyślnym przybocznym Percivala. Mam wrażenie, że twórcy zapominają o swoich wcześniejszych założeniach.
I na koniec przechodzimy do Percivala Pickensa, naszego głównego antagonisty. Scenarzyści starają się zrobić z niego wielkiego złego - siłę ciemności, z którą muszą zmierzyć się nasi bohaterowie. Jednak w ostatecznym rozrachunku wychodzi im to bardzo słabo. Percival stara się za bardzo, przez co bywa raczej karykaturalny, a nie fascynujący i demoniczny. Do tej pory nie stanowił realnego zagrożenia dla innych. To taki namolny urzędnik. A już szczytem absurdu była sekwencja, w której przyszedł z policjantami po nieoddane książki do biblioteki. Rozumiem, że w niektórych miejscach jest to traktowane jak kradzież, ale bez przesady. Do mieszkańców przychodzi po nie gość z supermocą i trzech stróżów prawa ze strzelbami!
Nowe odcinki Riverdale to kwintesencja problemów, z jakimi od dawna mierzy się produkcja The CW. Po ich obejrzeniu nasuwa mi się tylko jeden wniosek - czas zakończyć ten festiwal absurdu i głupich pomysłów.
Poznaj recenzenta
Norbert ZaskórskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat