Jak sugeruje tytuł odcinka, The City Whose Name Must Not Be Spoken, cała zaprezentowana historia była skutkiem wypowiedzenia jednego słowa. Biorąc pod uwagę pierwszą reakcję członków ekipy technicznej, można się było spodziewać wielkich problemów czy spektakularnej katastrofy, ale skończyło się na szumnych zapowiedziach. Akcja w autobusie wlokła się niemiłosiernie, a bohaterowie tej wyprawy sprawiali wrażenie osób, które nie do końca wiedzą, co się wokół nich dzieje. W dodatku ich początkowe emocje były zupełnie nieadekwatne do tego, co działo się przez następne kilkadziesiąt minut. Wolne tempo prowadzenia fabuły nie zachęcało do oglądania czwartego odcinka. Jako zadośćuczynienie za zmarnowanie głównego wątku można uznać ostatnią scenę w lesie, kiedy przy akompaniamencie gitary nastąpiło symboliczne unieważnienie klątwy. Bardzo klimatyczna i urokliwa, nieco zatarła złe wrażenia. Na tym tle wyróżniała się para Kelly Ann – Reg. Już od pierwszych odcinków widać wyraźną chemię między tymi bohaterami, a stopniowe pogłębianie ich znajomości działa na korzyść całej historii. Dobrze, że twórcy nie idą po linii najmniejszego oporu, bazując na utartych rozwiązaniach, starają się pokazać tworzenie tej relacji od bardziej emocjonalnej strony, a same postacie jako indywidualności o mocnych charakterach. Mamy okazję dowiedzieć się, dlaczego zachowują się tak, jak się zachowują, co nimi kieruje, czego się boją. Tego właśnie trochę brak w przypadku pozostałych bohaterów. Mimo że zajmują na ekranie dosyć sporo czasu antenowego, traktowani są marginalnie. No url Świetnym tego przykładem są Bill i Shella. Duet menadżerski, który do tej pory był cały czas blisko głównej akcji, tym razem dostał osobne zadanie. Ich poszukiwania wzbudziły mieszane odczucia. Momentami było zabawnie i intrygująco, by po chwili całkiem zamienić nastawienie widza i spowodować znudzenie oraz rozczarowanie. Ciągłe kreowanie Billa jako kobieciarza, który chce zmienić swoją postawę, ale nie ma zbyt silnej woli, straciło początkowy urok, a wspominki o dawnych ekscesach nie robią wrażenia. Dosyć ciekawie za to zaprezentowała się Carla Gugino, która miała okazję pokazać trochę inną twarz swojej bohaterki. Mimo to wciąż niewiele wiemy o tej parze, co dziwi, biorąc pod uwagę miejsce, jakie zajmuje w całej historii. Czwarty odcinek Roadies nie zachwycił. Miał potencjał, ale brak wyraźnego pomysłu na jego prezentację sprawił, iż nie można uznać go za udany. Pozostaje mieć nadzieję, że pokazane na końcu symboliczne jajko okaże się zapowiedzią zaskakującego zwrotu akcji, który poznamy w następnej odsłonie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj