Wiele żartów, które padły ze sceny, było niewątpliwie zabawnych i pomysłowych, ale przy tym tak wulgarnych, chamskich i niecenzuralnych, że wątpię, by można było je wyemitować na antenie - tym bardziej że dotyczyły również osób trzecich: od Bogusława Kaczyńskiego przez Kamila Durczoka i Tomka Kammela po Michała Figurskiego. Wszystko pięknie wkomponowywało się w klimat wieczoru, ale czy to jest emisyjne? Śmiem wątpić. Ale po kolei. Roast Kuby Wojewódzkiego. Kim jest bohater - chyba nie trzeba tłumaczyć, roast zaś to przeniesiony zza Oceanu pomysł na uroczą publiczną imprezkę, gdzie zaproszeni goście mają za zadanie w sposób jak najbardziej wyszukany, wulgarny i chamski obrażać gwiazdę wieczoru. Zwykle też na rozgrzewkę obrażają siebie nawzajem, więc ogólnie jest uroczo i śmiesznie. Imprezy tego typu (początkowo elitarne i klubowe) z czasem trafiły do telewizji. Emituje je Comedy Central i (również w Polsce) można było zobaczyć tam roasty m.in. Pameli Anderson, Williama Shatnera czy Charliego Sheena. Oczywiście szybko zgapiliśmy ten pomysł i w Polsce zaczęto również roastować. Mamy już za sobą „przypiekanie” Huberta Urbańskiego, Szymona Majewskiego, Michała Wiśniewskiego, Abelarda Gizy i kilku innych stand-uperów, ale oczywiście wciąż padało pytanie o roast Wojewódzkiego. I oto jest. Równocześnie będzie to pierwszy roast telewizyjny, bo był on rejestrowany przez TVN i ma być wyemitowany 16 lutego. Tak właśnie docieramy do pytania, co z tego, co słychać było w studiu, pojawi się na ekranie - i odpowiemy na to pytanie dopiero po emisji. Serio. Porównamy, sprawdzimy i opiszemy tu, jak rzeczywistość miała się do telewizji. Na razie podsumujmy sam wieczór, a w zasadzie jego treść – subtelnym milczeniem pomińmy przedłużone oczekiwanie przed salą, godzinne opóźnienie początku (przynajmniej w stosunku do godziny nadrukowanej na zaproszeniach) i tym podobne drobiazgi. Ważne, że w końcu się zaczęło. No url Cały wieczór prowadził Michał Kempa ze Standup Polska i radził sobie naprawdę nieźle. Lekko, wulgarnie wprowadzał kolejnych gości, dla każdego miał jakąś fajną obelgę, a tematem przewodnim wieczoru uczynił Piotrka Kędzierskiego. Paradoksalnie w sumie stał się on dla wszystkich największym chłopcem do bicia i obrywał chyba więcej niż sam bohater wieczoru. Ale po kolei. Pierwszy na mównicy zajął miejsce Abelard Giza i pojechał po wszystkich na swoim znanym, grubym poziomie. Nie chcę tu zdradzać konkretnych żartów, to by w końcu było jak fabularne spojlery. Kolejny był Kędzierski i już tak zabawnie nie było. Piotr jakoś nie potrafił trafić we właściwy rytm i większość jego pomysłów na obrażanie innych nie znalazło uznania publiczności. Śmiano się raczej z jego nieporadności niż celnych strzałów. Kolejną gwiazdą wieczoru była Anna Dereszowska – jedyna kobieta na scenie, a do tego aktorka. Wyobraźcie sobie, jakie używanie z tego mieli wszyscy pozostali. Sam nie wiem, czy zabawniejsze były żarty, które ona opowiedziała, czy te wymierzone w nią przez kolejnych roastujących. Najpiękniejszy był ten o słynnym stole z Faktów TVN (i to jeden właśnie z tych, przy których bardzo ciekawy jestem decyzji pana montażysty programu). Żart, o którym wspomniałem, wypowiedział Sebastian Rejent. Ten stand-upowiec był zdecydowanie najmocniejszy i najbardziej ostry. Swoją tyradę skończył stwierdzeniem, że bardzo chciał podziękować stacji TVN za to, że jego występ zostanie puszczony w całości, i to też był jeden z lepszych żartów wieczoru. W ogóle panów ze Standup Polska było czterech: wspomniani już Kempa i Rejest oraz Cezary Jurkiewicz i Antoni Syrek-Dąbrowski. Wszyscy bardzo miło i poprawnie wywiązali się ze swego zadania – obrażali innych i siebie w sposób pomysłowy, chamski i bezlitosny. Ale żaden z nich nie był zwycięzcą. Stał się nim z pewnością Dawid Podsiadło, który zagrał va banque i poszedł inną drogą. Wyszło rewelacyjnie. Cały jego występ był kontrapunktem do reszty wieczoru. Oto stanął przed nami sympatyczny, nieśpieszny, lekko zagubiony piosenkarz, któremu kazano obrażać innych, a on to robi z wyraźną niechęcią i tak lekko, jak to tylko możliwe. Nikt inny tak nie rozśmieszył publiczności. Oczywiście występ Podsiadły miał sens tylko jako kontra do całej chamskiej reszty - bez niej nie byłby nawet w połowie tak śmieszny, ale w kontekście całej imprezy zagrał idealnie. Oczywiście na koniec – zgodnie z tradycją roastów – wystąpił sam Kuba i był... taki jak zawsze. Ale to i tak był udany wieczór. Jeśli gdzieś kiedyś pojawi się pełny zapis tego wieczoru - bardzo polecam. A co do rzeczy, którą niedługo zobaczymy w TVN, to... no właśnie. Zobaczymy.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj