Po rozczarowującym 5. odcinku sezonu, kolejny jest powrotem do formy. Twórcy uchwycili w nim wszystkie zalety tego serialu, które sobie cenię, więc seans był prawdziwą przyjemnością.
Wszystkie wątki miłosne poszły do przodu zgodnie z oczekiwaniami. Lukrecja zaczyna zachowywać się jak na Borgię przystało. Po delikatnej sugestii w poprzednim odcinku, która zakończyła się wypadkiem jej małżonka, zaczyna dorastać. Młoda dziewczyna w końcu zaczyna być świadoma tego, czego pragnie i zaczyna to wykorzystywać. Zgodnie z przewidywaniami uwiodła Paolo, oddając się namiętnej miłości. Całą służbę zakręciła owinęła sobie wokół palca, aby jej małżonek nie dowiedział się o tym, że sypia z innym w ich łożu. Grainger, jako aktorka, zaczyna trochę rozwijać tę postać - widać delikatny progres, który przekłada się na mniejszy poziom irytacji jej postacią. Może twórcy serialu jeszcze coś ciekawego wykrzesają z Lukrecji?
[image-browser playlist="609389" suggest=""]Po dokonanym morderstwie, Cezar Borgia uwiódł kobietę, która posiadła jego serce. Tutaj też po raz kolejny wychodzi na jaw wada serialu The Borgias. Dialogi i gra postaci w wątkach miłosnych rażą sztucznością - czasem mniejszą, czasem większą. Wyraźnie rzuca się w oczy to, że twórcy nie czują się pewnie w tym elemencie, który wciąż jest ich piętą achillesową. Wątek zakończył się jeszcze w tym odcinku na bardzo dobrze nakręconej scenie. Rozmowa pomiędzy Cezarem a jego miłością, która odkryła spisek Borgii, była świetnie poprowadzona. Zbliżenie kamery, aby widz mógł obserwować emocjonalne niuanse na twarzach aktorów i bardzo płynna reżyseria. W tym odcinku Francois Arnaud nie błyszczał aktorsko i był mało wyrazisty, lecz w tej jednej scenie nadrobił to bardzo ekspresyjną grą. Szczególne wrażenie zrobił na mnie monolog o tym, jak urodził się ze skazą, znamieniem Borgiów, przez które jest przesiąkniętym złem swego ojca.
To też można powiedzieć jest słowem kluczowym charakteryzującym ten odcinek. Poznajemy prawdziwe oblicza dzieci Borgiów, które narodziły się z tą skazą. Najpierw Lukrecji, później Cezara, a na końcu Juana. Wydaje się, że jak na razie tylko Joffrey nie jest splamiony tą skazą, ale jest on jeszcze młody i wszystko może się zmienić.
W tym odcinku, chyba po raz pierwszy, wyraźne pokazał się Juan Borgia. Po raz kolejny próbował okazać dezaprobatę wobec decyzji ojca, co ponownie skończyło się nie po jego myśli. Wpierw zrezygnował ze ślubu z Sancią z Neapolu, twierdząc, że z bękartem nie chce się bratać. Później, widząc jej nieprzeciętną urodę, żałował tego, lecz to nie przeszkodziło mu bliżej się z nią zaznajomić. Specyficzność rodziny Borgiów była dobrze ukazana podczas nocy poślubnej Sancii i Joffreya - pan młody rozmawia z panną młodą znajdującą się w drugiej komnacie, która w tym samym czasie uprawia seks z jego bratem. Kwintesencja "znamienia Borgiów", która została ukazana w bezpośredni sposób. Także Juan udowodnił swoje prawdziwe "ja" w scenie z byłym mężem swojej matki, gdy bez powodu zaczął go bić. Później kolejna świetnie poprowadzona scena z Juanem i Rodrigo Borgią, gdy ten gani go za ten czyn. Tym razem kamera ukazuje zbliżenia na twarze, pokazując wszystkie emocje, które szczególnie wyraźnie malowały się na obliczu Jeremy'ego Ironsa. Wszystko zakończyło się uderzeniem w twarz Juana, co było godnym zakończeniem naprawdę świetnie nakręconej sceny.
[image-browser playlist="" suggest=""]Pojawił się w końcu król Francji, Karol VIII, którego zagrał francuski aktor, Michel Muller. Bardzo dobrze dobrana osoba do roli, która pozytywnie mnie zaskoczyła. Król Francji nie jest typowym monarchą, bawiącym się konwenanse. Jest człowiekiem niskim, jak sam twierdzi, brzydkim i lubiącym bezpośredniość. Idealnie zostało to pokazane podczas pierwszego spotkania z kardynałem Della Rovere, kiedy to przybysz z Rzymu zaczął typową grzecznościową rozmowę, a król, jedzący posiłek jak prosię, uciął szybko jego zabawę. Postać została intrygująco przedstawiona i liczę, że w kolejnych odcinkach jego barbarzyńskie podejście do życia może być fantastyczną odmianą po rzymskich intrygach.
Della Rovere osiągnął swój cel i zmotywował Francję do inwazji, dzięki czemu fabuła powinna teraz ruszyć w bardzo szybkim tempie do przodu. Szósty odcinek nadrobił wady poprzedniego - nie nudził i wciągał klimatem, który jest największą zaletą Rodziny Borgiów.
Ocena: 8/10