Po roku przerwy Rozczarowani powracają z finałowym sezonem. Jak skończy się baśniowa przygoda i jak potoczą się losy bohaterów?
Klasycznie już wydarzenia z początku nowego sezonu
Rozczarowanych rozgrywają się zaraz po tych z poprzedniej odsłony. Przypomnijmy więc, o co chodzi. Bean walczy ze swoim złym sobowtórem, a po wygranej jej matka, Królowa Dagmar, zrzuca ją z balkonu wieży. Przyjaciele księżniczki myślą, że nie żyje, i za wszelką cenę starają się ukryć bezgłowe ciało złej Bean przed królową, aby uniemożliwić jej przejęcie władzy nad światem. Bean zostaje uratowana przez Morę – wspólnie powracają do zamku pomóc swym przyjaciołom. W tym samym czasie Król Zøg błąka się po Steamlandzie, próbując odnaleźć swoich synów.
Produkcja nie daje nam wytchnienia nawet na moment i od razu rzuca nas w wir akcji. Jednym z zarzutów wobec serii jest to, że nie przypomina wydarzeń z poprzednich sezonów, przez co widz może pogubić się w historii – zwłaszcza że od końca czwartego sezonu minął rok. Sami twórcy odnieśli się żartobliwie do owych zarzutów w serialu. Trzeba przyznać, że ten manewr był całkiem sprytny i dzięki temu, na pewno część fanów wybaczy tę drobną niedogodność. Drugim częstym zarzutem wobec serialu jest liczba różnych wątków, które pozostały otwarte lub niejasne. W tym przypadku również doczekaliśmy się żartobliwego komentarza. Ma to na celu wprowadzenie odrobiny autoironii. Twórcy nie chcą przepraszać czy się tłumaczyć. A jednak szkoda, że nie dodali krótkiego przypomnienia.
Na przestrzeni historii postacie ewoluowały, jednak to właśnie w tym sezonie widać największe metamorfozy – zwłaszcza u Bean. Przemienia się ze zbuntowanej i nieokrzesanej księżniczki, której największym zmartwieniem było to, czego się napije, w waleczną wojowniczkę, walczącą ze złem. Ponadto odnalezienie miłości pozwala jej dojrzeć oraz zrozumieć, co naprawdę jest w życiu ważne. Uwielbiam śledzić rozwój bohaterów w takich wielosezonowych produkcjach. Możliwość oglądania tego, jak postać dojrzewa, zmienia swoje nastawienie do wielu kwestii i uczy się na błędach, jest czymś autentycznym – daje widzowi poczucie, że ta „podróż” do czegoś prowadzi i ma sens.
Warto dodać, że i tym razem nie zabrakło humoru. W serialu jest mnóstwo gagów, żartów sytuacyjnych, sprośnych dowcipów i dwuznacznych wypowiedzi. Oczywiście, to kwestia mocno subiektywna, ale myślę, że każdy znajdzie tutaj coś, co go rozbawi lub przynajmniej sprawi, że się uśmiechnie. W końcu w głównej mierze taki jest zamysł produkcji.
Smutną informacją dla fanów
Rozczarowanych jest to, iż piąty sezon stanowi finał historii. Z jednej strony chciałoby się zobaczyć więcej niesamowitych przygód paczki cudacznych przyjaciół, ale z drugiej – jeśli historia jest domknięta, nie ma sensu ciągnąć tego dalej i narażać się na niewypał. Jak na finałowy sezon przystało, należy wyjaśnić wątki, które tego wymagają. Twórcom w większości udało się to zrobić. A trochę tego było.
Zakończenie serii naprawdę mi się podoba. Muszę przyznać, że byłem zaskoczony, bo wszystkie historie bohaterów zostały domknięte. Nie jest to może produkcja niesamowita czy ambitna, ale przecież nie miała taka być. To lekka animacja, którą można obejrzeć w wolnym czasie, wspólnie ze znajomymi.
Rozczarowani mają oferować rozrywkę, a twórcy – z
Simpsonami czy
Futuramą na koncie
– doskonale o tym wiedzą. W moim przypadku serial zdał egzamin, bo dostarczył mi dużo frajdy i śmiechu. Mam nadzieję, że i Wy poczuliście to samo.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h