Celeste to postać, która od początku była jednym, wielkim, niewykorzystanym pomysłem. Niby taka groźna, ale nie miała prezencji, a jej czyny mimo wszystko nie wzbudzały takich emocji, jakie twórcy chcieli osiągnąć. To postać momentami irytująca swoją pewnością siebie, która koniec końców ją gubi. Finał historii Celeste jest bardzo satysfakcjonujący, bo dziewczyna dostaje to, na co zasłużyła - z pełną bezwzględnością Elijaha. Jej miejsce zajmuje Genevieve, któa po pierwszych scenach z 16. odcinka sprawia o wiele lepsze wrażenie niż Celeste, gdyż ma więcej charyzmy i nie jest tak przeraźliwie sztuczna.
Powrót Daviny to formalność, na którą prawdopodobnie każdy czekał. Na razie jej problemy psychologiczne wszystko komplikują, a dziewczyna tak naprawdę nie wie, komu może ufać. Przynajmniej teraz twórcy pokazują jej zachowanie wiarygodnie, gdyż dociera do niej świadomość, że jest tylko narzędziem w grze, która ją przerasta. W końcu jednak musi znaleźć sojusznika - kogoś, kto będzie się nią opiekować. Przypuszczam, że będzie to któraś z czarownic, bo po stronie wampirów zbyt wiele złego przytrafiło się Davinie.
Retrospekcje z 1919 roku oraz z dzieciństwa rodziny wampirów świetnie rozbudowują całą historię i nakreślają przyczyny rozpadu więzi, o które Elijah cały czas walczy. W tym wszystkim cieszy pokazanie dwóch oblicz Rebekah. W 1919 roku to kobieta zmęczona życiem pod jarzmem brata, który w myśl ochrony nie pozwala jej na szczęście i miłość. W dzieciństwie - kochające się rodzeństwo, gdzie Rebekah zabiłaby dla Klausa, by tylko uchronić najdroższą jej osobę. W tym wszystkim jest też nutka goryczy w postaci ironii z finału tej historii. Rebekah wezwała ojca po to, by pozbyć się brata, bo nie pozwalał jej na bycie z nikim, a teraz Klaus zmienia się i akceptuje jej związek. To fantastycznie pokazuje, jak zwątpienie Rebekah nie opłaciło się, bo mimo wszystko Klausowi cały czas na niej zależało.
[video-browser playlist="635457" suggest=""]
Pojawienie się ojca pierwotnych w scenach z przeszłości przypomina, jak marnowano potencjał tej postaci. Szalenie demoniczny, charyzmatyczny i złowrogi wampir mógł być kimś, kto rozrusza Pamiętniki..., lecz tam za szybko się go pozbyto. Tutaj powraca i swoimi czynami oraz manipulacjami pokazuje prawdziwe oblicze. Choć Klaus nie jest jego biologicznym synem, można rzecz, że jest tak samo popaprany jak jego ojciec. Michael to fantastyczna postać, dlatego sceny z 15. odcinka ogląda się tak dobrze.
Większość akcji, szczególnie z 16. odcinka, to jednak kameralna sceneria cmentarza i trzech graczy. W myśl zasady "mniej znaczy więcej" twórcy pokazują, że rodzinny dramat potrafi emocjonować, interesować i tworzyć napięcie. Na tym właśnie zyskuje The Originals, bo tutaj miłosne wątki stoją gdzieś daleko, ustępując miejsca konfliktom rodzinnym. To sprawdza się wyśmienicie, gdy dochodzi do starcia Klausa, Elijaha i Rebekah. Wiele mocnych słów, potoki wylanych łez i puenta, która mówi, że mimo wszystko Klaus nie jest tak straszny. Twórcy budują to nader przekonująco, bo cały czas kreują wrażenie, że dzielą nas sekundy od wbicia białego kołka w serce zdradzieckiej kobiety. Znakomicie podsumowano całą klątwę wampiryzmu, której pierwotni są sztandarowym przykładem: takie życie nie jest usłane różami.
Odejście Rebekah z serialu wywołuje mieszane odczucia. Z jednej strony cieszy happy end, bo akurat jej postać wzbudza wiele sympatii, a nadzieja na człowieczeństwo Klausa zostaje zachowana. Z drugiej mogliśmy spodziewać się jednak czegoś mocniejszego i odważniejszego po twórcach, którzy śmiercią jednej z postaci mieli szansę zaakcentować powagę swojego serialu.
The Originals dostarcza odcinki intymne pod względem formy, które oferują solidny rodzinny dramat. Ogląda się to z niebywałą przyjemnością, czego o pierwowzorze serialu powiedzieć nie można.