Oto świat, w którym pacynki i ludzie żyją w pełnej harmonii. Kiedyś te pluszowe osobniki były wykorzystywane tylko do tego, by umilać nam czas w programach telewizyjnych. Jednak od pewnego czasu reguły się zmieniły i mogą one pracować także w innych zawodach, jak choćby: lekarz, policjant, prawnik itp. Phil Philips był kiedyś pierwszą lalką która została policjantem, teraz pracuje jako prywatny detektyw. Pewnego dnia w jego biurze pojawia się tajemnicza kobieta, która padła ofiarą szantażu. Phil postanawia znaleźć sprawcę i doprowadzić do przed oblicze sprawiedliwości. Jednak gdy zaczyna padać sprawę, wpada na trop masowego mordercy pluszaków. By go złapać, musi współpracować ze swoją byłą partnerką Connie Edwards (Melissa McCarthy), z którą nie jest na dobrej stopie. Pomysł, by skrzyżować The Muppets z Who Framed Roger Rabbit, na początku wydawał mi się zabawny, jednak już po kilkunastu minutach seansu zdałem sobie sprawę, że to nie będzie dobra produkcja. Brian Henson podobno zanosił się z pomysłem nakręcenia Muppetów dla dorosłych już od 1996 roku, gdy zakończył prace nad Muppet Treasure Island. Nie mógł jednak znaleźć chętnego na jego realizację. Poszukiwania zajęły mu 12 lat i dopiął swego. Niestety. Rozpruci na śmierć to komedia żerująca na najniższym poczuci humoru. Często więc dostajemy niewybredne żarty o seksie oralnym, długą scenę kopulacji dwóch pacynek wraz z wytryskiem itp. Jeśli kogoś takie sceny bawią, to spędzi bardzo miło czas na tym filmie. Reszta będzie patrzyć na ekran z zażenowaniem. Przez natłok różnego rodzaju dziwnych pluszowych stworków, prawdziwi aktorzy nie mają nawet czasu się wykazać. Melissa McCarthy nie ma ani jednej okazji, by zaprezentować swój talent komediowy, choć patrząc na „Spy”, Ghostbusters czy Duszę towarzystwa, odnoszę wrażenie, że potrzebuje ona przerwy, by dojść do dawnej formy lub musi zmienić agenta. Na ekranie zobaczy także Joela McHalea, Jimmy’ego O. Yanga i Elizabeth Banks, ale w tak małych rolach, że trudno cokolwiek o nich powiedzieć, prócz tego, że byli. Jedyną osobą starającą się w jakimkolwiek stopniu uratować ten film jest Bill Barretta - weteran, jeśli chodzi o wszelkie produkcje z Muppetami, który podkłada głos pod detektywa Philipsa. Bill tak długo pracuje z pacynkami, że jest w stanie nadać im pewien realizm ożywianej przez siebie postaci.
Najzabawniejszym punktem The Happytime Murders są sceny podczas napisów, ukazujące, w jaki sposób ta produkcja powstawała. Tu naprawdę się uśmiałem, widząc ludzi w zielonych skafandrach starających się w dość zmyślny sposób ożywić kukiełki na ekranie. Piszę to z ciężkim sercem, bo potencjał w tej produkcji jak najbardziej był. Świat, w którym lalki i ludzie razem żyją, jest świetnie wymyślony. Widać to zwłaszcza  w przebitkach z takiego życia codziennego miasta. Walka o taksówkę w LA, relaks na plaży, gdzie możemy dostrzec kulturystę muppeta, czy też gang lalek wyjęty spod prawa. Takie smaczki są bardzo przyjemne. Szkoda tylko, że reżyser postanowił nie silić się na jakiś bardziej wyrafinowany i szalony humor, tylko uderzył w ostatnio popularny ton amerykańskich komedii, czyli ma być obleśnie, bo to często wywołuje śmiech na sali. Na szczęście widzowie śmieją się na takich scenach już coraz rzadziej. Bardzo żałuję, że nie jest to film zrealizowany na poziomie Cool World z Bradem Pittem, bo chyba taki był pierwotny zamysł twórców, ale coś poszło nie tak.

Gdzie obejrzeć ten film? Zobacz go w naszym repertuarze kin z opcją natychmiastowego zakupu biletu!


Poznaj klawiaturę multimedialną Logitech K400+
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj