Drogi czytelniku, jeśli spojrzałeś na ocenę, wiesz już, że niestety nie jest tak dobrze, jak rok temu. Druga odsłona Runaways zawodzi w wielu miejscach. Wszystko to, co było siłą produkcji w pierwszym sezonie, teraz nie działa jak należy. Szwankują: scenariusz, postacie, sceny akcji i wątki komediowe. Niestety to już nie ta sama sympatyczna opowieść o dzieciakach w gigantycznych tarapatach. Co wpłynęło na taki stan rzeczy? Gdzie leży problem drugiej serii Runaways? Rozpoczyna się całkiem interesująco. Młodzi bohaterowie są na gigancie i już w pierwszych minutach mają olbrzymie kłopoty. Muszą radzić sobie z problemami związanymi z życiem na ulicy. Brak pieniędzy, głód, przestępczość, samotność – wszystko to spada na nich jak grom z jasnego nieba. Dzieciaki z dobrych domów są w opałach. Mimo nadprzyrodzonych mocy i niezwykłych zdolności nie mają lekko. Cóż za piękny punkt wyjścia. Szkoda tylko, że po pierwszym odcinku nie ma po nim ani śladu. Uciekinierzy szybko znajdują schronienie i elementy „survivalowe” na dobre znikają z fabuły.
fot. Hulu
+5 więcej
W ich miejscu pojawia się główna intryga serialu, czyli rywalizacja pomiędzy młodymi bohaterami, ich rodzicami oraz tajemniczym Jonah. Ucieczka, pogoń, polowanie i tak praktycznie do ostatniego odcinka. Zabawa w kotka i myszkę nie ma jednak za grosz atrakcyjności. Po pierwsze, brak tutaj dynamiki i napięcia. Nastolatkowie co rusz spotykają się ze swoimi rodzicami na dłuższe czy krótsze pogadanki, z których nic konkretnego nie wynika. Znika gdzieś element zagrożenia i niepewności. Co gorsza relacje młodych i starszych są niewiarygodne. Nie widać między nimi ani nienawiści, ani miłości. Sprawia to, że konflikty pomiędzy członkami rodzin, będące główną osią fabularną, blakną i nudzą. W pierwszym sezonie to właśnie ta dziwaczna sytuacja napędzała akcję. Teraz rodzice są klasycznymi i raczej jednowymiarowymi antagonistami. Traktują oni swoje dzieci jak zwierzynę łowną czy zbiegłe zwierzątka domowe. Jest to wszystko przedstawione w taki sposób, że po kilku odcinkach widzowie zapominają, że młodych i starych łączy jakakolwiek więź. Twórcy nie zgłębiają rodzinnych relacji, umiejscawiając akcenty gdzie indziej. Zamiast zainwestować czas ekranowy w rozwinięcie postaci, stawiają na intrygę w stylu superbohaterskim. Tutaj pierwsze skrzypce gra Jonah – postać będąca wielką tajemnicą w pierwszym sezonie. W drugiej odsłonie antagonista zostaje obdarty ze wszystkich sekretów. Poznajemy go bardzo dobrze, co sprawia, że jego czar momentalnie pryska. Ot, zwykły złoczyńca z sardonicznym uśmiechem i machiawelicznym planem. Jest on oczywiście zaangażowany emocjonalnie w relacje z poszczególnymi postaciami, ale nie ma w tym niczego niezwykłego. Twórcy starają się ubarwić jego wątek, wprowadzając motyw Kościoła Gibborimów, jednak potraktowano to tak po macoszemu, że zamiast wzbogacać opowieść, niepotrzebnie ją komplikuje. To zupełnie niepotrzebny wątek poboczny, bo wydarzenia związane z sektą bardzo szybko przestają odgrywać istotną rolę w głównej intrydze sezonu. Siłą pierwszej odsłony Runaways były postacie młodych bohaterów. Czy i tym razem udało się oprzeć historię na mocy ich charakterów? Na szczęście w tym segmencie serial działa nieco lepiej, choć i tak jest on daleki od ideału. Relacje Molly, Karoliny, Alexa, Chase’a, Gert i Nico nie są pozbawione pazura. W pewnych momentach jest zabawnie, w innych dość dramatycznie. Problem polega na tym, że w przeciągu całego sezonu poszczególni bohaterowie tracą na oryginalności, zamieniając się w bardzo szablonowych protagonistów. Uciekinierzy betonują się w stereotypach, nie wychodząc poza przyjęte sztampy. Jedynie Alex wydaje się nieco mniej jednoznacznym bohaterem, ale jego rola w drugiej połowie serialu traci na znaczeniu. Fajnie, że bohaterowie tak różnią się od siebie, jednak wcześniej wypracowany potencjał zostaje rozmieniony na drobne poprzez rzucanie ich w mało interesujące sytuacje życiowe. Kłopoty sercowe, typowo młodzieżowe dylematy, tak zwane „problemy pierwszego świata” dominują wiele odcinków. Momentami ogląda się to nawet przyjemnie, bo chemia pomiędzy nastolatkami jest niezaprzeczalna, ale trudno mówić o atrakcyjności fabularnej, kiedy duża część wątków przypomina bardziej Melrose Place niż coś oryginalnego i przyszłościowego.
fot. Hulu
W drugim sezonie Runaways szwankuje również humor, co jest prawdziwym gwoździem do trumny tej produkcji. Dopiero w ostatnim odcinku, gdzie pod wpływem pewnych wydarzeń jedna z bohaterek ma dziwaczne problemy artykulacyjne, można szczerze się roześmiać. Wcześniej dowcip jest raczej niecelny i mało wysublimowany. Zero finezji i jakiegokolwiek polotu. Co gorsza, tam, gdzie twórcy chcą nas rozbawić na siłę, robi się niebezpiecznie irytująco. Przykładowo, jedna z lepszych postaci z pierwszego sezonu, Gret, teraz niemiłosiernie drażni. Również dowcipkowania jej rodziców nie da się oglądać bez zniecierpliwienia. Tyczy się to niestety większości momentów, gdy twórcy chcą nas rozśmieszyć, co w takiej produkcji jak Runaways jest bardzo kiepską sprawą. Drugi sezon stawia na większy rozmach. Szkoda tylko, że w tym nagromadzeniu wątków i wśród ciągłych zwrotów akcji ginie gdzieś wyjątkowy klimat z pierwszej serii. To, co było niegdyś siłą produkcji, teraz ustępuje miejsca sztampowym rozwiązaniom. Na dodatek poszczególne wątki są nienależycie poprowadzone, przez co całość nie działa ani na płaszczyźnie humoru, ani młodzieżowego dramatu. Druga seria prezentuje poziom nieco niższy niż ubiegłoroczny Marvel's Cloak and Dagger. Jeśli ktoś polubił przygody Tandy i Tyrone’a, to może się odnaleźć również wśród młodych uciekinierów. Po pierwszym sezonie Runaways należało się jednak spodziewać podniesienia poprzeczki.

Sprawdź, gdzie obejrzeć ten i inne seriale w VOD na stronie vod.naekranie.pl

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj