Tym razem o sile odcinka świadczy nie główna sprawa, a wszystkie wątki poboczne, które rozwijają wątek przewodni piątego sezonu. Dodatkowo pojawiają się smaczki dla fana i - przede wszystkim - odnośniki do tego, co się dzieje w rzeczywistości. Właśnie te elementy sprawiają, że odcinek ogląda się przyjemnie. Sprawa tygodnia została zaś potraktowana... trochę po macoszemu.
Lemond Bishop i jego prawnik to świetnie stworzone postacie. Boss narkotykowy, który prowadzi także masę legalnych biznesów, co jakiś czas pojawia się w serialu i sprawia, że robi się ciekawie. Nie tym razem niestety. Motyw DEA i próby skazania Bishopa może i byłby ciekawy, ale aż nazbyt przewidywalny. Nawet rozprawa sądowa nie była najlepiej poprowadzona - wszystko przez to, że prokuratura nie najlepiej się przygotowała, a całość miała znamiona komedii pomyłek. Widz ogląda to z lekkim uśmiechem zażenowania, zastanawiając się, o co tak naprawdę chodzi. Budowanie sprawy dla samego budowania?
O wiele ciekawiej wypada wątek współpracy prawej ręki Bishopa z Alicią. Pomysł zmylenia zasadzki, podania każdemu fałszywej godziny przyjazdu z lotniska i oszukanie przeciwnika napędzają akcję. Czar pryska jednak, gdy okazuje się, że zamiast szpiega we Florrick/Agos mamy do czynienia po raz kolejny z NSA. Dwaj dobrze znani operatorzy podsłuchujący niemal każdą rozmowę, szczególnie te Alicii, wprowadzają element komediowy, ale również poczucie wszechobecnej inwigilacji. To nawiązanie do rzeczywistych obaw obywateli USA jest ciekawe i niezwykle ważne, wszak Żona idealna od dawna porusza aktualne tematy.
Przepychanka pomiędzy prokuraturą, agentem DEA i NSA stanowi kolejną komedię sytuacyjną. Gdy do tego dodamy jeszcze następne podmioty pragnące zbadać kwestię fałszywych głosów Petera, dostajemy niezłą farsę, a wszystkie elementy ładnie się zazębiają. Szkoda jednak, że traci na tym wątek przewodni odcinka, a cała sprawa Bishopa w połowie seansu przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie.
[video-browser playlist="635451" suggest=""]
Czym więc jest trzynasty odcinek Żony idealnej? Czymś w rodzaju pomostu pomiędzy epizodami przed przerwą a drogą do finału sezonu. Atmosfera się stopniowo zagęszcza i widać, że będą problemy. Przede wszystkim wyłamała się szefowa etyki, która przekazała nagrania. Wydarzenie to będzie miało spore konsekwencje w finale całej sprawy, szczególnie że NSA przekazało nagranie, w którym pada nazwisko Willa. We wspaniale zbudowanym finale odcinka widzimy, jak Will chowa dumę, nie żywi urazy do Alicii i Petera oraz stawia sprawę jasno: nic nie powie. Wiemy już, że wszystko rozegra się w sądzie. Może być ciekawie i emocjonująco.
To, że sprawa odcinka była słabsza, nie oznacza, iż całość nagle obniżyła loty. Poziom nadal jest wysoki, nieosiągalny dla wielu seriali, a relacje między postaciami - ważne. Nie wszystko jednak zostaje od razu wyjaśnione. Dziwnie - moim zdaniem - poprowadzono wątek sędziego i Alicii. To, że mieli się spotkać na lunchu, było wiadome. Po co? Tego nikt nie wyjaśnił. Niby sędzia tłumaczy coś o książce, ale po jednym spóźnieniu Florrick nagle zmienia zdanie, zdaje się być obrażony i nie za bardzo ma ochotę z bohaterką rozmawiać. Możliwe, że twórcy powrócą jeszcze do tego wątku i rzucą nieco więcej światła na sprawę. Na razie pozostaje zbyt wiele niewiadomych.
Trzynasty odcinek może nie był tak dobry jak poprzedni, ale oferował ciekawe nawiązania do wątku głównego, nieco rozwinął historię i pokazał się z tej komediowej strony. Było w miarę ciekawie, ale czekam na lepsze odcinki. W końcu to Żona idealna i wiem, że produkcję stać na bardzo wysoki poziom. W tym tygodniu było po prostu poprawnie.