Książki kanadyjskiego pisarza i poety Michaela Crummeya są obecne na naszym rynku już od kilku lat, ale dopiero teraz została u nas wydana jego debiutancka powieść pod tytułem River Thieves. Uprzedzając nieco fakty: czytelnik znający jego późniejszą twórczość nie powinien poczuć się zaskoczony podczas lektury. Fabuła powieści koncentruje się na wydarzeniach, które miały miejsce w drugiej dekadzie XIX wieku na Nowej Fundlandii – miejscu urodzin autora, w którym osadza akcję wszystkich swoich powieści. Rzeka złodziei koncentruje się na kontaktach białych osadników z autochtonami: niewielkim plemieniem Beothuków, zwanych Czerwonymi Indianami z racji barwienia skóry ochrą. W tym momencie historii plemię to jest już na wymarciu, a władze kolonizatorów próbują nawiązać z nimi pokojową relację, co niekoniecznie odpowiada białym traperom i innym osadnikom. Warto jednocześnie zaznaczyć, że chociaż Indianie i ich nieuchronna zagłada cały czas przewijają się w tle i tkwią niczym cierń w świadomości czytelnika, to Crummey – podobnie jak w swoich innych książkach – opowiada przede wszystkim historie ludzi. Świetnie kreuje kilka wyrazistych postaci, których relacje, pełne niedopowiedzeń, rezerwy, ale i namiętności, warunkują zachowanie i napędzają historię. Odrębną kwestią jest moralna interpretacja postaw i zachowań postaci: powieść nie daje jednoznacznej odpowiedzi, tak jak prawdopodobnie niejasne były motywacje ówczesnych mieszkańców Nowej Fundlandii.
Źródło: Wiatr od morza
Kanadyjski autor ma niesamowitą umiejętność tworzenia pozornie zwyczajnych, codziennych scen, które niosą potężny ładunek emocjonalny, a jednocześnie świetnie żongluje sugestiami, które kierują czytelnika na potrzebne autorowi, choć nie zawsze prawdziwe z punktu widzenia fabuły tory. To także realistycznie odmalowany obraz życia osadników na Nowej Fundlandii na początku XIX wieku. Podczas wizyty w Polsce Crummey na jednym ze spotkań powiedział, że nie wyobraża sobie pisania o innym miejscu niż Nowa Fundlandia, bo doskonale ją zna i jest tam takie nagromadzenie opowieści, że nie musi ich szukać gdziekolwiek indziej. Faktycznie, bazując na materiałach źródłowych i zasłyszanych historiach, potrafi odmalować bogatą, sugestywną i nastrojową opowieść o ludziach, którym przyszło wieść niełatwy żywot w niezwykle surowej krainie. W prozie Kanadyjczyka nie ma romantyzmu Północy, którą można było uświadczyć chociażby w utworach Jamesa Olivier Curwooda (to oczywiście zupełnie inna literatura), ale jednocześnie wyczuwalny jest silny związek emocjonalny z tym zakątkiem świata. Paradoksalnie, w świetle powyższych pochwał, Rzeka złodziei nie jest najlepszą powieścią Crummeya. W późniejszych tekstach – przede wszystkim Galore i Sweetland – rozwinął zawarte w niej koncepty, rozwiązania narracyjne i sposób kreacji bohaterów. Jednocześnie pod żadnym pozorem nie można określić jej mianem nieudanej czy przeciętnej. To nadal świetna językowo, nastrojowa proza, która jednocześnie potrafi wzruszyć i oczarować wizją surowego życia na Nowej Fundlandii. A że kolejne powieści kanadyjskiego autora są jeszcze lepsze? Tym lepiej dla czytelników.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj