Rzeka złodziei – recenzja książki
Data premiery w Polsce: 16 maja 2016Rzeka złodziei to nastrojowa wizja konfrontacji białych osadników z ostatnimi pierwotnymi mieszkańcami Nowej Fundlandii.
Rzeka złodziei to nastrojowa wizja konfrontacji białych osadników z ostatnimi pierwotnymi mieszkańcami Nowej Fundlandii.
Książki kanadyjskiego pisarza i poety Michaela Crummeya są obecne na naszym rynku już od kilku lat, ale dopiero teraz została u nas wydana jego debiutancka powieść pod tytułem River Thieves. Uprzedzając nieco fakty: czytelnik znający jego późniejszą twórczość nie powinien poczuć się zaskoczony podczas lektury.
Fabuła powieści koncentruje się na wydarzeniach, które miały miejsce w drugiej dekadzie XIX wieku na Nowej Fundlandii – miejscu urodzin autora, w którym osadza akcję wszystkich swoich powieści. Rzeka złodziei koncentruje się na kontaktach białych osadników z autochtonami: niewielkim plemieniem Beothuków, zwanych Czerwonymi Indianami z racji barwienia skóry ochrą. W tym momencie historii plemię to jest już na wymarciu, a władze kolonizatorów próbują nawiązać z nimi pokojową relację, co niekoniecznie odpowiada białym traperom i innym osadnikom.
Warto jednocześnie zaznaczyć, że chociaż Indianie i ich nieuchronna zagłada cały czas przewijają się w tle i tkwią niczym cierń w świadomości czytelnika, to Crummey – podobnie jak w swoich innych książkach – opowiada przede wszystkim historie ludzi. Świetnie kreuje kilka wyrazistych postaci, których relacje, pełne niedopowiedzeń, rezerwy, ale i namiętności, warunkują zachowanie i napędzają historię. Odrębną kwestią jest moralna interpretacja postaw i zachowań postaci: powieść nie daje jednoznacznej odpowiedzi, tak jak prawdopodobnie niejasne były motywacje ówczesnych mieszkańców Nowej Fundlandii.
Kanadyjski autor ma niesamowitą umiejętność tworzenia pozornie zwyczajnych, codziennych scen, które niosą potężny ładunek emocjonalny, a jednocześnie świetnie żongluje sugestiami, które kierują czytelnika na potrzebne autorowi, choć nie zawsze prawdziwe z punktu widzenia fabuły tory. To także realistycznie odmalowany obraz życia osadników na Nowej Fundlandii na początku XIX wieku.
Podczas wizyty w Polsce Crummey na jednym ze spotkań powiedział, że nie wyobraża sobie pisania o innym miejscu niż Nowa Fundlandia, bo doskonale ją zna i jest tam takie nagromadzenie opowieści, że nie musi ich szukać gdziekolwiek indziej. Faktycznie, bazując na materiałach źródłowych i zasłyszanych historiach, potrafi odmalować bogatą, sugestywną i nastrojową opowieść o ludziach, którym przyszło wieść niełatwy żywot w niezwykle surowej krainie. W prozie Kanadyjczyka nie ma romantyzmu Północy, którą można było uświadczyć chociażby w utworach Jamesa Olivier Curwooda (to oczywiście zupełnie inna literatura), ale jednocześnie wyczuwalny jest silny związek emocjonalny z tym zakątkiem świata.
Paradoksalnie, w świetle powyższych pochwał, Rzeka złodziei nie jest najlepszą powieścią Crummeya. W późniejszych tekstach – przede wszystkim Galore i Sweetland – rozwinął zawarte w niej koncepty, rozwiązania narracyjne i sposób kreacji bohaterów. Jednocześnie pod żadnym pozorem nie można określić jej mianem nieudanej czy przeciętnej. To nadal świetna językowo, nastrojowa proza, która jednocześnie potrafi wzruszyć i oczarować wizją surowego życia na Nowej Fundlandii. A że kolejne powieści kanadyjskiego autora są jeszcze lepsze? Tym lepiej dla czytelników.
Źródło: fot. Wiatr od Morza
Poznaj recenzenta
Tymoteusz WronkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat