Wraz z premierą Saints Row 4 twórcy ze studia Volition doszli do poziomu absurdu, który trudno byłoby przebić. W grze jako prezydent Stanów Zjednoczonych stawaliśmy do walki z najeźdźcami z kosmosu, a samodzielny dodatek Gat out of Hell przenosił nas do tytułowego piekła. Nic więc dziwnego, że kilka lat później usłyszeliśmy o planach stworzenia nie piątej odsłony, a pozbawionego numerka rebootu zatytułowanego po prostu Saints Row, który w pewnym sensie zresetuje tę "dziwność" marki. Na szczęście nie zapomniano przy tym o pewnych elementach humorystycznych i szalonych, przeczących prawom fizyki akcjach. I dobrze, bo inaczej gra mogłaby przejść totalnie bez echa na rynku, który tak mocno przesycony jest sandboxami i otwartymi światami.
Fabularne założenia są niezwykle proste i najłatwiej podsumować je słowami: "od zera, do trzęsącego miastem gangstera". Nasza postać, by spłacić studenckie kredyty, początkowo pracuje dla prywatnej firmy militarnej Marshall Defense Industries, będącej de facto grupą najemników, dla których liczy się ten, kto zapłaci najwięcej. Podczas jednej z akcji sprawy się komplikują, a bohater zostaje zwolniony. Po chwili spowodowanego tym smutku i wątpliwości decyduje się on na rozpoczęcie wraz z przyjaciółmi własnej działalności, oczywiście takiej, która nie jest zgodna z prawem. Grupa za siedzibę obiera stary, przeznaczony do rozbiórki kościół i w taki oto sposób powracają tytułowi "Święci". Dalsza część opowieści również nie jest przesadnie zaskakująca: kolejne jej karty to już klasyczne poszerzanie wpływów, walka z wrogimi gangami i stopniowe budowanie swojej pozycji w fikcyjnym mieście Santo Ileso.
Warto zaznaczyć, że jest to pełnoprawny reboot, więc nie uświadczy się w nim zbyt wielu odniesień do poprzednich odsłon. Te, które się pojawiają, są raczej subtelnymi mrugnięciami okiem w stronę fanów dawnej serii, a nie czymś wskazującym na konkretne powiązania między grami. W związku z tym możecie zapomnieć o powrocie kluczowych postaci z poprzedniczek. Jak więc sprawdza się nowa ekipa? Powiem tak – zdecydowanie trzeba się do nich przyzwyczaić. Spokojny i analizujący wszystko Eli, imprezowicz Kev i kochająca swój samochód Neena to bohaterowie, którzy zyskują z czasem i zdecydowanie nie przemówią do każdego. Początkowo wydawali mi się dość irytujący, do czego w dużym stopniu przyczyniły się dialogi, które po brzegi wypełnione są wulgaryzmami (to jeden z tych przypadków, w których czuć nimi mocny przesyt), ale po paru godzinach zacząłem się do nich przekonywać, a nawet odczuwać pewną sympatię. Na pewno na przestrzeni tych kilkunastu godzin wypadli dużo lepiej niż w przedpremierowych zwiastunach.
Za osobnego bohatera można uznać także miasto Santo Ileso, będące areną działań Świętych. To największy świat w historii serii, na dodatek bardzo zróżnicowany. Znajdziecie tam zarówno pustynne bezdroża, jak i zdecydowanie mocniej zurbanizowane tereny, a także kilka dzielnic znajdujących się w rękach trzech grup przestępczych: wspomnianych już wcześniej Marshalli dysponujących zaawansowaną technologią, lubujących się w motoryzacji i ćwiczeniach na siłowni Los Panteros oraz anarchistów i miłośników muzyki elektronicznej wszystkiego, co świecące, czyli Idoli.
Fabuła
6/10
Zanim jednak będziecie mogli zacząć poznawać członków gangu i rozwijać swoje przestępcze imperium, musicie stworzyć swojego bohatera. Kreator jest prosty w obsłudze, ale niezwykle rozbudowany, o czym możecie przekonać się bez potrzeby sięgania do kieszeni za sprawą aplikacji Boss Factory. Do dyspozycji graczy oddano szereg gotowych elementów, takich jak fryzury, wąsy, brody, kolczyki, makijaż czy protezy kończyn, a także bardziej zaawansowane ustawienia w postaci suwaków, którymi można dostosować detale. Nie zabrakło też zdecydowanie bardziej szalonych ustawień, bo zainteresowani eksperymentowaniem mogą na przykład ustawić sobie zieloną czy metaliczną skórę. Zdecydowanie jest się czym bawić i miłośnicy dostosowania postaci w najdrobniejszych szczegółach będą mieli sporo frajdy. Świetnym pomysłem było umożliwienie edycji wszystkich elementów w dowolnym momencie. Jeśli więc na pewnym etapie uznacie, że bohater Wam nie odpowiada, to możecie w łatwy sposób dokonać zmian, niczego przy tym nie tracąc.
O ile nowe Saints Row fabularnie odcina się od poprzedniczek, o tyle już rozgrywka wygląda dość znajomo od pierwszych do ostatnich minut. W dalszym ciągu mamy do czynienia z nastawioną na akcję produkcją w otwartym świecie ze spektakularną, często bardzo przesadzoną rozwałką i raczej luźnym podejściem do fizyki. Ujmę to w ten sposób: podczas gdy przy ogrywaniu GTA 5 miałem skojarzenia z twórczością Quentina Tarantino, Saints Row kojarzyło mi się głównie z późniejszymi odsłonami Szybkich i Wściekłych. Już w pierwszych godzinach będziecie świadkami między innymi jazdy na dachu samochodu przy jednoczesnym ostrzeliwaniu nadciągających z wszystkich stron przeciwników czy ciągnięcia za pojazdem wielkiego kontenera, który niczym kula do wyburzeń sieje destrukcję na ulicach Santo Ileso.
Model jazdy oraz mechanika strzelania stawiają przede wszystkim na widowiskowość. Auta potrafią driftem wchodzić z pełną prędkością w najostrzejsze zakręty, a wśród przeciwników od czasu do czasu natraficie na gąbki na pociski, którym nie przeszkadza kilka kulek wymierzonych prosto w głowę. Dostępnych broni jest sporo i choć nie znajdziecie wśród nich aż tak szalonych wynalazków, jak te z czwórki, to i tak trudno narzekać na nudę. Mamy broń białą, pistolety, karabiny, strzelby, snajperki, a także trochę interesujących i niecodziennych wynalazków. Arsenał protagonisty obejmuje również specjalne zdolności, które odblokowujemy wraz z awansowaniem na kolejne "poziomy doświadczenia": znajdziecie tam m.in. wrzucenie granatu w spodnie nieszczęśnika, a następnie miotnięcie nim do przodu, a nawet... płonącą pięść rodem ze Street Fightera. Po naładowaniu wskaźnika "energii" można zaś wykonywać efektowne egzekucje, jednocześnie niczym w Doomie odnawiając sobie część utraconego zdrowia.
Strzelaniny są całkiem satysfakcjonujące, głównie dzięki swojej efektowności, choć nie da się ukryć, że przeciwnicy nie grzeszą błyskotliwością, co momentami potrafi znacznie obniżyć poziom trudności. Sztuczna inteligencja często po prostu rozczarowuje: wrogowie z bronią białą potrafią pchać się bez ładu i składu pod naszą lufę, nie brak również oponentów, którzy "chowają się" za osłonami w taki sposób, że ich głowy wystają, po prostu czekając na headshoty. Jeśli robi się trudniej, to głównie z powodu liczby przeciwników na ekranie, a nie ich zachowań, które wymagałyby jakiegoś specjalnego dostosowania czy taktyki.
Główny wątek fabularny jest dość krótki, bo składa się na niego 25 misji. Na szczęście nie są to jedyne zadania, jakie czekają na Świętych w Santo Ileso. Miasto zostało po brzegi wypełnione aktywnościami pobocznymi, które potrafią ten czas znacznie wydłużyć. Ich wykonywanie pozwala na zdobycie punktów doświadczenia oraz wirtualnych pieniędzy, a i jedne i drugie środki wykorzystywane są do rozwoju... w zasadzie wszystkiego. Dzięki nim ulepszycie zarówno możliwości bohatera, kupicie nowe ubrania, a także będziecie mogli wzmocnić każdą z dostępnych broni i stuningować pojazdy. Możliwości personalizacji i związana z tym swoboda są naprawdę imponujące!
Rozgrywka
8/10
Nie da się ukryć, że pod względem grafiki nowe Saints Row wypada w najlepszym razie jedynie średnio. Zdecydowanie nie jest to tytuł, który mógłby aspirować do miana najładniejszych produkcji ostatnich lat i pod pewnymi względami ustępuje nie tylko wspomnianemu już Grand Theft Auto 5, ale nawet... Saints Row: The Third Remastered. Sam świat wygląda całkiem solidnie, ale już modele postaci często nasuwają skojarzenia z erą PlayStation 3 i Xboksa 360. Sytuację nieco ratuje postawienie na mniej realistyczną, nieco komiksową estetykę, ale to zdecydowanie nie przemówi do każdego. Są jednak pewne sytuacje, w których warstwa wizualna sporo zyskuje: mowa na przykład o starciach z Idolami, w których trakcie na ekranie widzimy mnóstwo kolorów i błyski neonów.
Przemierzając Santo Ileso, możecie słuchać jednej z kilku stacji radiowych: początkowo korzystając z radia samochodowego, a po stosunkowo niedługim czasie w dowolnym momencie dzięki aplikacji na smartfonie protagonisty. W ten sposób niejako samemu możecie tworzyć swój własny podkład do prezentowanych wydarzeń. Jest z czego wybierać: ścieżka dźwiękowa obejmuje elektronikę, ciężkie brzmienia, a nawet country czy synthwave. W radiu od czasu do czasu usłyszycie również audycje, w których spikerzy opowiedzą o Waszych dokonaniach, co jest miłym dodatkiem.
Niestetym, kilka dni przed premierą parę razy zdarzyło mi się natknąć na błędy. Sporadycznie na PS5 pojawiały się błyski oświetlenia czy bardzo wyraźne doczytywanie obiektów tuż przed moimi oczami. Raz gra całkowicie zwiesiła się podczas ponownej edycji bohatera, a dwukrotnie najwyraźniej nie aktywował się jakiś skrypt, bo przeciwnicy pojawili się w dziwnym miejscu i usilnie się go trzymali, a próba dotarcia do nich skutkowała komunikatem o wyjściu poza teren misji. Na szczęście wszystkie te rzeczy albo znikały po chwili samoistnie, albo dało się je naprawić poprzez reset. Nie można również wykluczyć, że na premierę pojawi się większa łatka, która te mankamenty wyeliminuje.
Oprawa
6/10
Ocena końcowa
7/10
Fabuła
6/10
Rozgrywka
8/10
Oprawa
6/10
Podsumuję to krótko: potrzebowałem takiej gry jak nowe Saints Row. Niewątpliwie nie jest ona perfekcyjna, przed premierą zdarzały się pewne bugi, ale przez zdecydowaną większość czasu zabawy uśmiech nie schodził mi z twarzy. To jedna z tych produkcji, które po prostu zapewniają frajdę mimo swoich oczywistych niedoskonałości. Nawet przez moment nie sili się na realizm, nie próbuje udawać prawdziwego życia czy interaktywnego filmu. To szalona jazda bez trzymanki i zarazem udana odskocznia od wielu innych, znacznie poważniejszych tytułów.
Plusy:
+ rozgrywka nadal daje sporo frajdy;
+ bohaterów na szczęście da się polubić;
+ muzyka;
+ sporo aktywności pobocznych.
Minusy:
- dość krótki główny wątek;
- grafika;
- sporadyczne błędy.