Scorpion w najnowszym odcinku prezentuje wątek związany z byłym pracownikiem firmy Waltera (Elyes Gabel), który powraca, by zasiać ferment w grupie. Oczywiście ma to związek z problemem, który mogą rozwiązać tylko bohaterowie, więc dzieje się wiele. Trzeba przyznać twórcom Scorpiona, że potrafią trzymać wysokie tempo wydarzeń, przez co seans odcinka mija ekstremalnie szybko, acz niestety nie zawsze przyjemnie.
Mam ogromnym problem z tytułowym bohaterem, który staje się coraz bardziej irytujący. Wiadomo, że wysoki iloraz inteligencji nie równa się mądrości, ale dlaczego twórcy uparcie chcą to co tydzień podkreślać? Jakoś każdy inny bohater potrafi się przez większość czasu zachowywać poprawnie i nie mówić co chwilę, jaki jest mądry (choć się zdarza). Dlatego też, gdy dostajemy w tym odcinku równie denerwującego głupca z wysokim IQ co Walter, Scorpion staje się trudny do zniesienia. Relacja tych postaci nie jest ciekawa, tylko przekombinowana i drażniąca. Niby ma to pokazać Waltera w innym świetle, a zamiast tego utwierdza w przekonaniu, że to zadufany w sobie głupiec, który uczepił się wyniku IQ i nikogo nie słucha. Ten wątek mógł rozwinąć bohatera i stworzyć emocje, a zamiast tego jedynie irytuje brakiem kreatywności scenarzystów i rozbudową wszystkiego w dość hermetycznym stylu.
[video-browser playlist="632991" suggest=""]
Dlaczego na tle Waltera każda postać jest interesująca, ciekawa, a nawet buduje emocje i sympatię? Odnoszę wrażenie, jakby twórcy za bardzo uczepili się tej genialności głównego bohatera, który miał wyróżniać się na tle pozostałych. Problem w tym, że kreuje on negatywny wizerunek i trudno kibicować komuś takiemu. Każdy tutaj daje coś od siebie - szczególnie ze strony Toby'ego jest sporo humoru, który rozluźnia czasem zbyt napiętą atmosferę Scorpiona, a Walter nie cementuje tej grupy, więc podstawowy cel nie został osiągnięty.
Do tego dochodzi relacja Waltera z agentem FBI (Robert Patrick). Był tu potencjał na wykrzesanie emocji, jakieś przemiany Waltera, który zrozumiałby coś, i pogłębienie jego stosunków z kimś, kto pod wieloma względami jest dla niego ojcem. Zamiast tego dostajemy sztampę, brak pomysłu i ograne motywy. Szkoda.
Czytaj również: "Gotham" znów traci widzów
Scorpiona fajnie się oglądało na początku, bo było dużo humoru i lekkości, a głupkowata konwencja potrafiła przekonać. Ostatnie 2 odcinki to jednak pójście w złą stronę i odgrywanie ciągle tego samego w mniej strawnej formie. Jeśli postać Waltera wnet się nie rozwinie, każdy kolejny seans będzie męczącym doświadczeniem.