Twórcy "Scream Queens" nie rozpieszczają nas dramatycznymi zwrotami akcji. W czwartym odcinku obok tradycyjnie absurdalnych dialogów i sytuacji mamy na szczęście również pomału zawiązywane intrygi.
Widzowie, którzy myśleli, że twórcy "
Scream Queens" uznają jakiekolwiek świętości, przekonali się wraz z "Haunted House", jak bardzo się mylili. Sprośne żarty, dużego kalibru ironia wykierowana w uwielbianą przez fanów Taylor Swift, smoliście czarny humor i zabawa konwencją - to wszystko (a nawet więcej) znajdziemy w czwartej odsłonie przygód grupy nastolatków zmagających się z grasującym po kampusie mordercą. Twórcy absolutnie nie oszczędzają ani nas, ani naszego poczucia estetyki.
Największą siłą serialu, którego założeniem jest parodiowanie wszelkich możliwych prawideł kina grozy, są niewątpliwie jego barwne dialogi i absurdalny humor sytuacyjny. Znowu mamy więc komiczne dialogi wypowiadane ze śmiertelną powagą czy sytuacje, w których groza miesza się z szaloną ironią. Na szczęście w czwartym odcinku twórcy pozwolili wykazać się również kolejnym bohaterom. Oprócz tradycyjnie brylującej Emmy Watson i Jamie Lee Curtis świetnie zaprezentowała się szczególnie postać grana przez Leę Michelle, która z niepozornej dziewczynki wyrasta pomału na jedną z najbardziej charakterystycznych bohaterek serii. W duecie z Glenem Powellem, czyli niezastąpionym Chadem Radwellem, o ironio tworzy ciekawiej zapowiadający się duet niż Emma Roberts, która lepiej wypada w pojedynkę. Tymczasem tamta dwójka w rolach prześmiewczych psychopatów i erotomanów wypada nad wyraz rewelacyjnie.
[video-browser playlist="753376" suggest=""]
Dobrym posunięciem było także zbuntowanie nowych kandydatek Bractwa przeciwko starym mieszkankom. Nie są jedynie posłusznymi i naiwnymi laskami do bicia, ale równie bezczelnymi i walczącymi o swoje dziewczynami. W konfrontacji z grupą Chanel obydwie grupy wypadają bardzo wyraziście. Kto ostatecznie przejmie władzę w Domu? Pewnie przekonamy się już niedługo. Okazuje się bowiem, że i niepozorna Zayday może w przyszłych odcinkach nieźle namieszać.
Czwarty odcinek to również intrygujące spojrzenie w przeszłość do czasów pamiętnej imprezy, kiedy w domu bractwa Kappa Kappa Thau zginęła dziewczyna, a narodziło się dziecko. Pomału twórcy odsłaniają przed nami coraz więcej faktów z tej tajemniczej nocy, które sprawiają, że inaczej spoglądamy na znanych nam bohaterów. Coraz bardziej dwuznaczną postacią wydaje się szczególnie Munsch, która skrywa więcej tajemnic, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Tożsamość dziecka okazuje się również coraz bardziej zagmatwana. Czy będzie to dziewczynka, czy może chłopiec? Czy akurat to dziecko mści się teraz na kolejnych mieszkańcach uczelnianego kampusu? Pytań jest coraz więcej, a odpowiedzi na razie nie widać, chociaż twórcy umiejętnie podsuwają nam pewne tropy. Dzięki temu czwarty odcinek to nie tylko dużo humoru, ale przede wszystkim również i klimatu grozy.
Zeszłotygodniowy odcinek "
Scream Queens" to przede wszystkim jednak jedna wielka impreza z okazji zbliżającego się Halloween, które jest świętem szczególnie uwielbianym przez Amerykanów. Mamy więc imprezę w nad wyraz realistycznym domu strachów, wycinanie dyni, a w tym wszystkim niepróżnującego mordercę, dla którego taka sceneria wydaje się jedynie sceną, na której z większym polotem może działać, i to w dodatku niezauważony. Kto następny spotka się z Czerwonym Diabłem? Kim tak w ogóle jest Czerwony Diabeł? Rozwiązanie zagadki wciąż przed nami.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h