Fabuła filmu Serce, Serduszko i wyprawa na koniec świata opiera się na zestawieniu ze sobą dwóch skrajnie różnych postaci – małoletniej Maszeńki (zjawiskowa w tej roli, debiutująca Maria Blandzi), mieszkającej w domu dziecka, empatycznej i potrafiącej zaskarbić sobie względy niemal każdej istoty. Przeciwną jej postacią jest Kordula (Julia Kijowska) – nowo przyjęta do pracy w domu dziecka dziewczyna przywodząca na myśl arcysamodzielną Lisbeth Salander z Dziewczyny z tatuażem. Gdy Maszeńka ucieka z zakładu, aby dotrzeć do Trójmiasta na egzamin do szkoły baletowej, Kordula rusza w ślad za nią, aby szybko przekonać się, że pomoc w realizacji marzenia małej może mieć dla niej lepszy skutek niż powrót do domu dziecka, z którego i tak niedługo by uciekła. Za nimi wyrusza pozbawiony praw rodzicielskich Ojciec Maszeńki (Marcin Dorociński), a przy okazji alkoholik mający problem z wywiązywaniem się z postawionych obietnic, który pomoc córce w dotarciu do upragnionego celu traktuje jako ostatnią szansą ratunku ich powoli dogorywającej relacji.
[video-browser playlist="633086" suggest=""]
Kolski w filmie kreśli wyidealizowaną i do pewnego stopnia umowną rzeczywistość, w której ból i cierpienie wydają się być jedynie symboliczne. Na bazie tej konwencji udaje mu się stworzyć solidne kino drogi z pokrzepiającym przesłaniem, iż warto walczyć o realizację swoich marzeń i starać się je spełnić za wszelką cenę. Tym samym droga, którą przemierzają bohaterowie, służy jako odskocznia od codziennych problemów i ma przysłużyć się realizacji niespełnionych ambicji i nadziei. Choć brzmi naiwnie, to reżyserowi udaje się wyjść z tej prostej refleksji obronną ręką, jednocześnie nie pozbawiając bohaterów wyczuwalnej i pociągającej lekkości bytu. Nie mogłoby się to udać, gdyby nie doskonałe wybory castingowe, idealnie korespondujące z dotychczasowym emploi aktorów. Dzięki temu Ojciec Maszeńki w kreacji Dorocińskiego fantastycznie sprawdza się jako odarty z godności samiec, irytując przy tym swoją "nieporadnością alkoholową". Ksiądz Pietryga w interpretacji Szyca jest wiarygodny jako duchowny, nawet kiedy pokazuje kolejne tatuaże z wizerunkiem Matki Boskiej, rapuje na videobloga oraz pokazuje głównym bohaterkom swoją kolekcję własnoręcznie wypchanych zwierząt. Brzmi naciąganie i niewiarygodnie? W obrazie Kolskiego sprawdza się to bajecznie, co przede wszystkim wynika także z inteligentnego humoru bijącego z dialogów, dzięki czemu całość nie sprawia wrażenia jedynie wydmuszki.
Czytaj również: WFF 2014: Warszawskie Cannes - relacja
Końcowy wydźwięk filmu może wydać się nieco przesłodzony, jednak nie można mu odmówić wspaniałej i wykwintnej gry na podstawowych emocjach widza, jak radość i zaskoczenie. Dzięki temu Serce, Serduszko i wyprawa na koniec świata rozgrzewa niczym gorąca herbata w zimowe wieczory – trudno jest dokładnie opisać to uczucie, choć każdemu z nas jest ono bliskie.