Shameless – Niepokorni” przyzwyczaili nas już do pewnego poziomu, dlatego od każdego odcinka wymagam coraz więcej. Całe szczęście twórcy doskonale wiedzą, jak opowiedzieć historię, by w pełni zadowolić nawet najbardziej wybrednego widza. Najbardziej dramatycznym wątkiem w „Tell Me You Fucking Need Me” jest zdecydowanie pobyt Iana w szpitalu psychiatrycznym. Wydawało się, że po wydarzeniach z poprzednich odcinków chłopak trochę oprzytomniał i uzmysłowił sobie swój problem. Okazuje się jednak, że Ian nie widzi nic niepokojącego w swoim zachowaniu, choć zdecydowanie nie jest w stanie poradzić sobie z sobą samym. Obawiam się więc, że te „kilka dni”, które miał spędzić w szpitalu, może potrwać znacznie dłużej. Twórcy w bardzo wyważony (jak na "Shameless – Niepokornych") sposób pokazują, jak tragiczne są zaburzenia dwubiegunowe nie tylko dla samego chorego, ale też dla najbliższych – Mickey przechodzi niewyobrażalne katusze, widząc swojego chłopaka w takim stanie, a widz współodczuwa każdą chwilę jego cierpienia. Brawa dla twórców i Noela Fishera, który z każdym odcinkiem coraz lepiej przekonuje nas, że Mickey to nie tylko płaska postać drugoplanowa, ale dojrzały i głęboki bohater. Ciut lepiej radzi sobie z tym wszystkim Fiona. Po pierwsze, już raz znalazła się w podobnej sytuacji, a po drugie, bohaterka ma w swoim życiu tyle problemów, że Ian, choć oczywiście ważny, niknie gdzieś wśród zdrad i miłosnych rozterek. Bo Jimmy, Steve czy jakkolwiek on ma w końcu na imię nie poddaje się i zamierza walczyć o kobietę swojego życia. Fiona zmuszona jest podjąć decyzję. I zadziwia nią wszystkich - myślę, że po części nawet siebie. Podejrzewam, że w najbliższych odcinkach możemy się spodziewać kolejnych adoratorów. A może twórcy zdecydują się na rozwinięcie wątku Seana, który nagle zniknął z ekranu? W każdym razie „Tell Me You Fucking Need Me” to dla Fiony pewnego rodzaju katharsis, które, znając pomysły twórców serialu, nie potrwa zbyt długo. [video-browser playlist="670570" suggest=""] Jednak nie zapominajmy, że ten serial to nie tylko dramaty. Dla równowagi widzowie dostają sporą dawkę absurdalnych sytuacji, jak choćby relacja Carla i Chuckiego. Scena, w której młodszy z chłopców przynosi drugiemu napój, i ogólne „bycie niewolnikiem” to tradycyjny już humor spod znaku "Shameless". Cały odcinek wygrywa jednak Sammi, która tak bardzo potrzebuje uwagi i aprobaty, że jest gotowa dla niej zrobić dosłownie wszystko, łącznie ze strzelaniem do własnego ojca. Zakończenie odcinka, w którym dziewczyna i Frank wracają do domu w atmosferze pełnej miłości, sprawia, że widz kręci z niedowierzania głową i zaczyna się zastanawiać, jak drastyczne doświadczenia mają twórcy serialu. „Tell Me You Fucking Need Me” nie daje widzowi odpocząć, serwując rozrywkę idealną – niezbyt ordynarną, nie za skomplikowaną, po prostu taką, którą wyłącznie „Shameless – Niepokorni” są w stanie zapewnić. Trochę żałuję, że nie jest to produkcja Netflixa i nie dostajemy całego sezonu od razu, bo czekanie na kolejne odcinki to prawdziwa męka.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj