Own Your Shit rozwija historie bohaterów w satysfakcjonujący sposób, lecz niektóre sytuacje wydają się niezbyt dobrze uargumentowane. Trudno przewidzieć, co czeka postacie w przyszłości, ale po poprzednich odcinkach spodziewałem się, że scenarzyści obiorą inny kurs. Niektóre wydarzenia dziwią i wydają się zbyt pochopne. Fiona staje się coraz bardziej zuchwała. Chwaliłem postęp tej bohaterki w tym sezonie i bardzo liczyłem na jej ciekawy rozwój, lecz twórcy chyba przedobrzyli. Zamieniła lokal na skraju upadłości w dochodowy biznes – to fakt. Niestety nie wyciąga ona wniosków z przeszłości i po raz kolejny nie docenia pozycji, w której się znalazła. Dziewczyna ewidentnie planuje rozkręcić nową działalność, pozostaje tylko zapytać ją – po co ryzykować? Jeszcze niedawno chciała zrezygnować z bycia menadżerem, bo sobie nie dawała rady, a teraz nagle uwierzyła, że potrafi przenosić góry. W serialu musi coś się dziać, to oczywiste, ale można było rozciągnąć w czasie całą akcje z wyciąganiem Patsy's Pies z dołka. Teraz odnosi się wrażenie, że to wszystko przyszło Fionie za łatwo i trudno zrozumieć, dlaczego nie można było wcześniej tego ogarnąć. Rozumiem, iż chciała coś udowodnić – i się jej to udało – nie powinna jednak tak łatwo brać się za inny czasochłonny projekt. Tym bardziej, że cierpi na tym jej relacja z Veronicą. Spodziewałem się narastającego konfliktu między dziewczynami, lecz rozmowa w Alibi z poprzedniego odcinka to wszystko, co miały sobie do powiedzenia. Przyjaciółki nie mają dla siebie chwilowo czasu – zdarza się. Jeżeli już scenarzyści chcieli wprowadzić wątek konfliktu między tymi postaciami, to mogli postarać się lepiej, bo teraz wygląda to na wielkie nieporozumienie, podczas którego zostały podjęte zbyt drastyczne kroki (oddanie kluczy do mieszkania). Pytaniem pozostaje, czy widzowie będą musieli czekać do finału sezonu na odnowienie więzi Fiony i Veroniki. Wciąż niemożliwe jest stwierdzenie – co ze swoim życiem robi Lip. Firma, w której jest stażystą daje mu dostęp do wewnętrznej sieci, mimo że niedawno włamał się do sekretnego pokoju. Niezbyt mądre zachowanie z ich strony, zwłaszcza biorąc pod uwagę, iż chłopak od dawna narzeka na brak profitów pieniężnych za wykonywaną pracę, więc, choćby ze względu na swoją przyszłość, można się domyślić, że będzie coś kręcić. Za łatwo poszło Lipowi obejście zabezpieczeń firmy. Oby nie uszło to jemu oraz jego wspólnikowi na sucho. To byłoby zbyt naiwne. Naprawdę niełatwo przewidzieć w tym wątku, co stanie się dalej – oby chłopak nagle się nie wzbogacił bez poniesienia jakichkolwiek konsekwencji. Co do Iana mam mieszane uczucia. Wydawało mi się, że pomimo odmienności Trevora postacie mają się ku sobie. I to po części prawda. Nie do końca rozumiem Gallaghera, który twierdzi, iż ta znajomość to tylko przyjaźń. Ten wątek ma jednak ogromny potencjał ze względu na poruszane problemy związane z transseksualnością. Być może Trevor nie zastąpi Mickey'a, ale nowa postać posiada potencjał na zbudowanie skomplikowanej relacji z Ianem i to w zupełnie innym stylu niż relacja Gallagher-Milkovich. W tym odcinku trochę mniej denerwowała Debbie. Co prawda jej wizyta u Franka była zupełnie nieusprawiedliwiona, pokazała jedynie, jak bardzo zdesperowana jest dziewczyna, by zdobyć pieniądze dla Fiony. Ta bohaterka ma zdecydowanie najmniej dumy z całego rodzeństwa. Dochodzenie departamentu ds. dzieci i rodzin prawdopodobnie rozrusza trochę serial; scenarzyści nie oszczędzają młodszej z sióstr Gallagher, ciekawe, czy również z tym problemem zostanie sama i nie będzie mogła liczyć na wsparcie rodziny. Jeżeli ta sprawa nie zmobilizuje rodzeństwa do pomocy, to już chyba nic nie będzie w stanie tego zrobić. Byłoby to trochę smutne, w końcu widzowie pokochali te postacie za jedność okazywaną sobie w trudnych sytuacjach. W pozostałych wątkach nie dzieje się nic znaczącego. Carl stara się o przyjęcie do szkoły wojskowej, lecz natrafia na nieoczekiwane problemy, które pomaga mu rozwiązać – a jakże – ojciec jego byłej dziewczyny. Tym razem perypetie chłopaka nie rozbawiały tak jak ostatnio, choćby przez przewidywalne żarty („Czyż to nie twoi ludzie zabijali moich ludzi?”). Coś podobnego mogę powiedzieć o trójkącie Kevina, Veroniki i Svetlany. Tłumaczenie naokoło wszystkim ich sytuacji rodzinnej staje się coraz mniej śmieszne. Najzabawniejsza w ich wykonaniu była scena po napisach. Chociaż też nie można powiedzieć, że te postacie mają służyć tylko tzw. comic reliefowi. O konflikcie Veroniki i Fiony już pisałem, a Svetlana stara się wyprowadzić finanse Alibi na plus. Cały czas niewiele wiemy o ojcu Rosjanki, co nie jest dobre – nie po to wprowadza się do seriali nowe postacie, by nie wykorzystywać ich w żaden pożyteczny sposób. Możliwe, że to się na razie nie zmieni, gdyż trzyosobowy związek będzie starał się o adopcję swoich dzieci. Oby tylko nie było to na zasadzie jeden odcinek i po sprawie. U Franka też spokojnie. Znalazł sponsorów na swoją działalność, a po sposobie traktowania współmieszkańców schroniska (dzielenie zarobków po połowie) można spodziewać się niebawem buntu. Na razie senior rodu Gallagher nie jest odpowiednio wykorzystywany w tym sezonie. Wcześniejsze odcinki dawały lepsze perspektywy – to, co dzieje się na ekranie nie jest zbyt ciekawe, gdyż ma się wrażenie, iż bohater stoi  w miejscu. Own Your Shit trudno uznać za odcinek udany i ciekawy. Niektóre wątki są prowadzone za szybko (Fiona i Lip), a niektóre wręcz przeciwnie – odnosi się wrażenie, że postacie stoją w miejscu (Frank, Carl). Następny epizod będzie półmetkiem serii, więc warto byłoby dać wszystkim bohaterom szansę na ruszenie do przodu. Przecież najgorsze co można zrobić, to zostawić wszystkie najlepsze wydarzenia na finał, chociaż wątpię, by tak właśnie było – Shameless już nie raz udowodniło, że nie jest takim serialem.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj