Sherlock Frankenstein i Legion Zła to poboczna historia ze świata Czarnego Młota. Mimo pewnych niedociągnięć, jest to komiks, który ma kilka niezłych momentów.
Stworzona przez
Jeff Lemire seria
Black Hammer Volume 1: Secret Origins oferuje czytelnikom nowe, dość oryginalne podejście do superbohaterskich fabuł. Album
Sherlock Frankenstein i Legion Zła o prawda także osadzony jest w tych realiach, ale przede wszystkim opowiada poboczne historie koncentrujące się przede wszystkim na córce Czarnego Młota.
W głównej tworzonej przez Lemire’a serii doszło do zniknięcia superbohaterów i przeniesienia do równoległej rzeczywistości. Czarny Młot pozostawił córeczkę, która najpierw jako dziecko przeżywa traumę związaną z nieobecnością ojca (oraz niemożliwością zdradzenia jego tożsamości). Później, już jako dorosła osoba, zostaje dziennikarką i przeprowadza własne śledztwo. Jej najlepszym tropem jest odszukanie Sherlocka Frankensteina, głównego przeciwnika jej ojca, który może być w posiadaniu kluczowych informacji. By to uczynić, dociera do szeregu jego pomagierów, co potrafi kierować fabułę na zupełnie niespodziewane tory.
Największą zaletą komiksu, jak w zasadzie całej serii (choć tu się wydaje to jeszcze wyraźniejsze) jest umiejętne wykorzystywanie ogranych motywów, łączenie ich w niespodziewane rozwiązania fabularne, a także twórcze wykorzystywanie archetypów. Choć tu stosunkowo niewiele jest z wykrzywiania superbohaterskiej konwencji, to mamy za to multum nawiązań do szeroko rozumianej popkultury. Wszak już sam pojawiający się w tytule Sherlock Frankenstein to zbitka stworzona z dwóch słynnych postaci literackich, a to dopiero początek. O solidne parsknięcie śmiechem może przyprawić chociażby postać Cthu-Lou – czyli człowieka imieniem Lou, z głową słynnego lovecraftowskiego Przedwiecznego, który nabawił się tej przypadłości podczas pechowej wyprawy do kanałów.
Na komiks
Sherlock Frankenstein i Legion Zła składa się kilka prostych, zabawnych i sympatycznych (przynajmniej dla czytelnika) historii, które przedstawione są prostą, ale pasującą do konwencji kreską (nieźle jest rozbudowany także dodatek przedstawiający szkice i concept arty). To solidna robota, bez fajerwerków.
David Rubin wykonał swoją robotę poprawnie.
Poszczególne opowieści, w większości będące kolejnymi etapami śledztwa prowadzonego przez bohaterkę, są połączone wspólną osią fabularną, która doprowadza do nieco zaskakującego finału… ale co nie jest zaskakujące w przypadku serii Jeffa Lemire’a? Nawet liczne uproszczenia w tym przypadku nie irytują, a wydają się celowym działaniem dobrze wpasowującym się w całość historii.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h