Nowy Sherlock Holmes to film dosyć luźno bazujący na twórczości Arthura Conana Doyle'a. Historia nie pochodzi z żadnej książek bądź opowiadań pisarza, wykorzystane zostały jedynie stworzone przez niego postacie. Detektyw wraz ze swoim pomocnikiem, dr. Watsonem, są na tropie mordercy, który zabił już 5 kobiet i co gorsza, wydaje się mieć nadprzyrodzone moce, a przecież jak dobrze wiadomo stary Sherlock nie wierzy w takie rzeczy jak magia. Odkrycie prawdy będzie wiązać się ze zdemaskowaniem spisku, który może dokonać przewrotu we władzy angielskiej. Mimo, że ta historia nie wyszła spod ręki Doyle'a, trzeba przyznać, że została całkiem zgrabnie wymyślona i spisana. Świetnie podkreślono tutaj charakter Holmesa, człowieka opierającego się na głównie na empirycznych dowodach i nauce.

[image-browser playlist="" suggest=""]Muszę przyznać, że moje odczucia co do tej produkcji zmieniały się jak w kalejdoskopie. Początkowa radość, że będzie nowa wersja Holmesa szybko zmieniła się w zaniepokojenie i zawód, kiedy okazało się, że reżyserem został Guy Ritchie. Skromny dorobek tego pana nie napawał mnie zbytnim optymizmem, myślałem już że to koniec, po Holmesie. Jedną z jego produkcji było wyjątkowo fatalne Swept Away, które "wygrało" 5 Złotych Malin i było na dodatek jeszcze do kilku nominowane, nie wspominając już, że nie zarobiło nawet miliona dolarów... Zaimponował mi jednak doborem obsady - Robert "Żelazny człowiek" Downey Jr. oraz Jude "grałem w co najmniej połowie hollywoodzkich filmów" Law to aktorzy znani i do tego całkiem nieźli (szczególnie ten pierwszy jest moim ulubieńcem). Zwiastun całkowicie mnie jednak do Ritchiego przekonał, akcja, piękny kobiety i dobry humor to jest to, co duzi chłopcy lubią najbardziej.

[image-browser playlist="" suggest=""]Robert Downey Jr. w roli detektywa spisał się bardzo dobrze. Jest ekscentryczny, przebiegły, spostrzegawczy i oczywiście nieco niechlujny. Dużym plusem jest to, że do scenariusza wpisano wszystkie osobliwe cechy i hobby Holmesa - świetne możliwości dedukcyjne, przygotowanie bokserskie, granie na skrzypcach, sarkastyczne poczucie humoru, a także skłonność do dziwnych eksperymentów, które w filmie przeprowadza na psie Watsona. Jego pomysły i cięte riposty to jedna z największych zalet Sherlocka Holmesa. Kto nie śmiał się podczas sceny "kajdankowo-łóżkowej", z żartów na temat inspektora Scotland Yardu albo po wypowiedzeniu zdania "Watsonie, coś ty narobił"? Choć filmowy Sherlock nie nosi swojej charakterystycznej czapki (zwana po angielsku deerstalkerem), a czarną fedorę to jednak z książkowego oryginału zostało sporo i całe szczęście, bo brytyjski detekyw to jeden z najciekawszych fikcyjnych bohaterów w całej literaturze.

[image-browser playlist="" suggest=""]Trafnym wyborem na Watsona okazał się być także Jude Law. Zgrabnie ukazał mnogość talentów i umiejętności pomocnika Holmesa. Co ważne w filmie eksplorowano relacje pomiędzy dwójką bohaterów - jak się okazuje niezłomna ciekawość Watsona sprawia, że ten nigdy nie zrezygnuje z pracy z detektywem. Niestety nie spodobało mi się to, że film został pozbawiony kilku scen z Rachel McAdams, które było widać w zwiastunie. Na pewno posiedziałbym kilku minut dłużej w kinie, żeby móc podziwiać jej wdzięki :). I chyba nie będę w tej opinii odosobniony.

[image-browser playlist="" suggest=""] O ile większość aspektów Sherlocka Holmesa stoi na poziomie dobrym lub bardzo dobrym to jednak jest coś, co wybija się ponad normę - muzyka. Skomponowana przez Hansa Zimmera ścieżka dźwiękowa jest doprawdy fantastyczna. Bardzo oryginalna (co rzadko się dziś zdarza), wpadająca w ucho (świetnie zaaranżowany główny motyw) oraz niesamowicie klimatyczna. Brzmienie rozstrojonych instrumentów smyczkowych, czy też klawiszowych tworzy fantastyczną atmosferę. Na całe szczęście muzyka nie jest pompatyczna, jak to bywa w co drugim filmie. Mam już serdecznie dość tych wszystkich fanfar i chórów... Nieważne czy to apokalipsa w 2012, czy samochodziki w Transformers, wszechobecny jest patos. Ileż można tego słuchać?!

[image-browser playlist="" suggest=""]

Nie wszystko jednak jest takie piękne, jak by się mogło wam do tej pory wydawać. Zdarza się, że akcja nieco siada i film zaczyna nużyć. Niespecjalnie wypadło również to, co powinno być znakiem firmowych tej produkcji - spostrzeżenia Holmesa. Wydało mi się to sztuczne, mało realistyczne. Lepiej na przykład wychodziło to Adrianowi Monkowi granemu przez Tony'ego Shalhouba w serialu Monk, gdzie w podobny sposób sposób rozwiązuje zagadki. Tam rozwiązania są jasne, zrozumiałe dla wszystkich, po wyjaśnieniu łapiemy się za głowę i myślimy "no tak, czemu ja na to nie wpadłem!", zaś w Sherlocku Holmesie rozwiązania wydają się jakieś takie... wymuszone. Średnie są także efekty specjalne, choć to może wina tego, że niedawno temu widziałem Avatara :). Sceny z odpływającą łodzią w porcie, a także będący jeszcze w budowie Tower Bridge wyglądały sztucznie. Być może jest to wina budżetu - wynosił on tylko 80 mln dolarów, a w dzisiejszych amerykańskich superprodukcjach przeważają liczby trzycyfrowe.

[image-browser playlist="" suggest=""]Film Guya Ritchiego powinien zaskarbić sobie serca nie tylko fanów twórczości sir Arthura Conana Doyle'a, ale także tzw. niedzielnych oglądaczy, którzy cenią sobie ponad wszystko czystą rozrywkę. Sherlock Holmes nie jest jakimś arcydziełem, ale ma kilka mocnych stron, przez co nikt nie będzie żałował pieniędzy wydanych na bilet. Osobiście uważam, że kreacja Roberta Downeya Jr. w roli ekscentrycznego, ale i genialnego detektywa Sherlocka Holmesa, muzyka Hansa Zimmera, a także kostiumy definitywnie zasługują na Oskara.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj