Tym razem motywem przewodnim odcinka była choroba ojca Jana. Gwardian, człek mądry i roztropny, oddany całkowicie służbie wierze, w zderzeniu ze służbą zdrowia… przeszedł do obrony w zaparte. Przed szpitalem. I w imię boskich wyroków. Na nic tu było przekonywanie braci, na nic sprowadzony lekarz - plecy bolały, a obowiązek, tudzież strach, nie pozwalały na leczenie. I byłaby to sytuacja bez wyjścia, gdyby nie okołoobiadowa wizyta w pewnym sensie już przyjaciela zakonu - mistrza Tashi Ga. Wszystko wyglądałoby dobrze, nawet ojciec do zdrowia szybciej wracać począł, ale okazało się, że choroba miała też negatywny, bardziej holistyczny aspekt. Nie dość, że doszło do nieporozumienia na tle "mięsa i życia", to jeszcze politycy, przez nieuwagę braci, zerwali się ze smyczy. W pełnym, tego słowa, znaczeniu.

W epizodzie "Zazdrość i medycyna wschodnia" ponownie, jako najbardziej komiczna postać, na pierwszy plan wysunął się mistrz Tashi Ga. Już nie wiem który raz wystawiam mu pochlebną opinię, ale ten bohater w pełni na nią zasługuje. Sceny, w których się pojawia, chociażby najkrótsze, są powodem salw śmiechu (ale takich życzliwych) oraz momentem, w którym widz może odnaleźć drugie dno tej opowieści. Najważniejsze prawdy są przekazane za jego pomocą w sposób najprostszy z możliwych. I to właśnie on, przynajmniej w tym odcinku, wypada jako najbardziej tolerancyjna z postaci (za wyjątkiem kolacji). Jemu też trzeba przypisać najlepsze cytaty epizodu, jak choćby "Gdzie przyjaciel mój?" czy "U katolików zawsze coś z krzyżem".

[image-browser playlist="597950" suggest=""]©2012 TVP1 / fot. K. Wellman

Trochę na drugi plan zeszli tak chwaleni przez zemnie ostatnio politycy - ale tylko do połowy odcinka. Sceny w barze, zwłaszcza wieńczące wszystko "Janek…" było na wskroś polskie i na wskroś prawdziwe. No i podane w olbrzymich oparach absurdu. Czyli znów jak najbardziej trafne. I powodujące szczery śmiech.

Jeśli jesteśmy przy barze, to warto wspomnieć, kto tam się jeszcze zjawił. Na jedno piwko wpadł aspirant Helski (Krzysztof Zawadzki) oraz, uwaga, Urszula (Monika Krzywkowska). Tak, tak, wierna asystentka mistrza, trochę nieoczekiwanie dla widza (jakoś we wcześniejszych odcinkach nie można było tego zauważyć), wybuchła. I powiedziała, co o tym wszystkim myśli. Pomiędzy tymi epizodami była owa wizyta w barze oraz… No cóż, można powiedzieć, że szykuje się wątek romantyczny w serialu. Który, w sumie, nie wiem, czy jest potrzebny…

[image-browser playlist="597951" suggest=""]©2012 TVP1 / fot. K. Wellman

Zupełnie za to już nie funkcjonuje wątek Doroty i jej zemsty - próbuje podejść Tomasza, wchodzi bardzo głęboko w rzeczywistość ośrodka. Ale to widz już pomija. Cała ta historia nuży, czasem nawet denerwuje. I jest smutnym przerywnikiem pomiędzy perypetiami na linii mistrz-franciszkanie.

Na koniec jak zawsze urocza siostra Bazylia. Tym razem uraczyła widzów naprawdę przyjemnym stwierdzeniem o tym, jaka to mogła być medycyna przed Chrystusem. O spornej kolacji nie wspominając…

[image-browser playlist="597952" suggest=""]©2012 TVP1 / fot. K. Wellman

Siła wyższa trafnie uderza w pewne stereotypy związane z wiarą. Punktuje to, co robimy z nią źle - zasłaniamy się przed naszymi lękami, zasłaniamy przed poznaniem innych, wykorzystujemy do własnych celów. Boimy się otworzyć na świat. I chyba dobrze, że taki serial powstał - który nie oszczędza ani jednej, ani drugiej strony. Ale nikogo nie obraża. Tylko uczy i wskazuje jak ma być.

Ocena: 6+/10

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj