Na rodzimym rynku wydawniczym zadebiutował już komiks Silver Surfer. Przypowieści - stawiam dolary przeciwko orzechom, że ta wymagająca pozycja może zmienić Wasze postrzeganie świata superbohaterów. W żadnym wypadku nie mamy tu bowiem do czynienia z jeszcze jedną historią spod znaku trykotowego łubudu; zaznaczone także w tytule nawiązania religijne sprawiają, że antologia ta siłą rzeczy staje się filozoficzno-metafizyczną wędrówką po bezkresnym uniwersum Marvela - tyleż subtelną, co z miejsca zapadającą w pamięć. Jej twórcy uwypuklają postać Silver Surfera, kosmicznego Mesjasza, który przemierza wszechświat jako z jednej strony prorok nadchodzącej apokalipsy, z drugiej zaś jako istota dająca nadzieję. Brzmi pompatycznie, może nawet banalnie, lecz mieszanka rozmaitych wizji artystycznych i doskonałe wykonanie sprawiają, że Silver Surfer. Przypowieści to jeden z najmądrzejszych komiksów, jakie dotychczas ukazały się w naszym kraju. Co prawda blisko tu do koncepcji chrześcijańskich, ale siła tej pozycji tkwi w uniwersalnym przekazie, wykraczającym poza wszelkie religie i prądy myślowe, nawiązującym do spotkania sacrum z profanum. Przynajmniej dla części z Was będzie to prawdziwa perełka.  Na cały tom składają się cztery osobne historie, z których dwie, co tu dużo mówić, są po prostu wybitne. Wydane wcześniej w Polsce Requiem spod pióra J. Michaela Straczynskiego ukazuje śmierć Silver Surfera; w tym przypadku nie chodzi jednak o sam ten fakt, co o wzruszającą oprawę, która mu towarzyszy. Melancholijna nuta fabularna znajduje jeszcze kapitalne dopełnienie w przepięknych rysunkach Esada Ribica, starającego się podkreślić wagę prezentowanych wydarzeń. Rodzimi czytelnicy znają już także Przypowieść, w której swoje siły połączyły dwie legendy: Stan Lee i Jean Giraud, znany szerzej jako Moebius. Ta krótka historia skupia się na reakcji naszej cywilizacji na przybycie Galactusa. Wybrzmiewa tu echo ideologicznego fanatyzmu i ludzkiej naiwności w obliczu wielkiego zagrożenia - ikony komiksu dobitnie rozprawiają się z przywarami człowieka, pokazując jednocześnie, jak cienka jest granica między autentyczną wiarą a anarchią. W skład antologii wchodzą również Łowcy niewolników, kolejna opowieść podnosząca problem cywilizacyjnej głupoty w trakcie spotkania z kosmiczną potęgą (istotny jest tu jeszcze wątek miłosny z Silver Surferem i jego obiektem westchnień), a także zamykające tom W imię twoje, którego solą są konflikty na tle religijnym i niemalże groteskowe próby utrzymania się przy władzy. Choć całość nie jest ze sobą połączona, Przypowieści paradoksalnie wzajemnie się dopełniają - to spojrzenie na podobną tematykę z różnych perspektyw. 
Źródło: Egmont
Osobliwe spotkanie Domu Pomysłów ze sferą metafizyczną wypada tym lepiej, ponieważ twórcy wbrew pozorom nie zamierzają oświecać czytelnika w materii religijnej czy filozoficznej. Ich głównym zamiarem jest wiwisekcja naszych postaw i zachowań w obliczu zetknięcia się z Nieznanym, a przy tym sporo miejsca poświęca się badaniu kondycji ludzkości. Wiele mówi się tu o duchu i zdawałoby się nieuchwytnych ideach, lecz w ostatecznym rozrachunku motorem napędowym międzygalaktycznych rozgrywek staje się człowiek. Fenomenalnie sprawdza się również podejście twórców, którzy ochoczo pokazują nam Norrina Radda nie tylko jako centralną postać wszystkich historii, ale także jako obserwatora dokumentowanych wydarzeń. Silver Surfer próbuje więc ludzkość zrozumieć - im jest tego bliżej, tym poziom skomplikowania fabuły bardziej narasta. Dzięki temu całe Przypowieści możemy odczytywać jeszcze inaczej; gdy zrezygnujemy z perspektywy religijnej metafory, naszym oczom ukaże się triumf wyobraźni komiksowych artystów. Tej samej, która pozwoliła im w nowy sposób spojrzeć na kosmiczny rejon Marvelowskiego uniwersum, jakby gwiezdni mocarze byli tu uzależnieni od losów ludzkości i odwrotnie. Ot, swoista symbioza rozmaitych gatunków, wybrzmiewająca pod dyktando duchowo-religijnych rozterek. 
Warstwa graficzna przynajmniej dwóch wchodzących w skład antologii historii prezentuje się wyśmienicie. Poza przywołanym wyżej Ribicem także i Moebius wznosi się na artystyczne wyżyny, bodajże najlepiej ze wszystkich twórców rozumiejąc sens tego, czym de facto jest przypowieść. Rysownik kunsztownie miesza porządek realistyczny z surrealistycznym, stopniowo zacierając pomiędzy nimi granicę. To właśnie dzięki temu przekaz płynący ze sfery wizualnej jest dla czytelnika tak uderzający. Nieco słabiej na tym tle wypadają się dokonania Keitha Pollarda w Łowcach niewolników, który nawet przez moment nie stara się zerwać z kreską charakterystyczną dla przełomu lat 80. i 90, oraz Tan Eng Huata w W imię twoje. Ostatni ze wspomnianych rysowników zagrał bowiem va banque - niespecjalnie dba on o poprawność ukazywania postaci czy budowli, przez co w jego ilustracjach czuć ogromną przepaść między tym, co ludzkie, a tym, co pochodzi z kosmosu. Nawet jeśli to celowy zabieg, nie każdemu przypadnie on do gustu.  Polscy czytelnicy komiksów relatywnie nieczęsto mają okazję, aby w świat superbohaterów wejść nieco głębiej, przedkładając warstwę symboliczną czy nawet filozoficzną nad tę rozrywkową. W tym kontekście Silver Surfer. Przypowieści wydają się doskonałą odpowiedzią na potrzeby coraz bardziej wymagających odbiorców. Choć część z ukazanych w antologii wątków ma swoje źródło jeszcze w latach 80. minionego wieku, są one zaskakująco aktualne i dzisiaj, w dobie globalizacji i ekonomii nieustanego spektaklu medialnego. Norrin Radd, obwołany kosmicznym Mesjaszem, na papierze wydaje się tu pasować jak pięść do nosa, jednak to tylko złudzenie. Mało kto może tak jak on nauczyć nas po prostu, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj