Wszystkie komedie podzielić można na te lepsze i gorsze. Wszystko jest sprawą subiektywną, jednak zdarzają się filmy, które z powodu swojej przewidywalności i charakterystycznego humoru mogą wzbudzić w widzach przede wszystkim niesmak lub zażenowanie. Do tego typu obrazów należą między innymi Siostry, promowane kolorowym i energetyzującym zwiastunem, który - jak się okazało po seansie - zawierał w sobie wszystkie sceny mogące wywołać uśmiech na twarzy widza.
Schemat filmu nie wnosi żadnego powiewu świeżości w tę „zabawną” część kinematografii – mamy tu do czynienia ze skontrastowanymi ze sobą bohaterkami, które łączą więzy krwi. Tytułowe siostry różnią się od siebie nie tylko usposobieniem, ale i wyglądem: niebieskooka, zagubiona blondynka Maura (Amy Poehler), która jest bezsprzeczną nudziarą, kontra pewna siebie brunetka Kate (Tina Fey), płynnie poruszająca się po każdym aspekcie życia. Na co dzień siostry mieszkają daleko od siebie, jednak jako że ich rodzice postanowili sprzedać rodzinny dom, spotykają się na wspólnym sprzątaniu pokoju. Przekopywanie się przez stertę rupieci wzbudza pokłady melancholii i tęsknoty za dawnymi, szalonymi czasami, tak więc nie zastanawiając się długo, Kate i Maura postanawiają urządzić rodzinnemu gniazdu ostatnią, zieloną noc i pożegnać je huczną imprezą dla wszystkich znajomych ze szkolnych lat.
I to by było na tyle z jakiejkolwiek głębi czy przesłania filmu. Pozostała część niemal dwugodzinnego obrazu to impreza, impreza i jeszcze raz impreza. Suto zakrapiana, zaciągnięta wszelakiej maści narkotykami miękkimi i twardymi, opierająca się na wyuzdanych gestach, tańcach czy zachowaniach zarówno gości, jak i gospodarzy. Cały film ocieka sprośnością, a humor bazuje głównie na podtekście seksualnym. Nie ma tu miejsca na przyzwoitość, a katastrofa pogania katastrofę, czyniąc z Sisters mało zabawny miszmasz coraz dziwniejszych skeczy. Co ważne, postacie gości są wizualnie bardzo prawdziwe – ich ciałom nie brakuje niedoskonałości typowych dla wieku średniego. Tymczasem same Kate i Maura momentami wydają się sztuczne, manekinowe i nijak niezakotwiczone w rzeczywistości. Zachowują się jak nastolatki, mówią jak nastolatki, buntują się jak nastolatki. Nie wypada to ani zabawnie, ani ciekawie, czyniąc z nich dziwaczki mające problem z nawiązywaniem kontaktów z ludźmi nieco mocniej stąpającymi po ziemi – jak choćby sąsiedzi czy nowi nabywcy domu.
No url
Dyskutować można o tym, co tak naprawdę jest rzeczywistością fabularną dla bohaterów – czy nudne życie czterdziestolatków, jakie reprezentują niemal wszyscy goście imprezy, czy życie chwilą bez zobowiązań i wyrzeczeń, jakie próbują wypromować obie panie. Kolizja dwóch światów przysparza wielu problemów i zawodzi oczekiwania zarówno jednej, jak i drugiej strony, dając widzom do zrozumienia, że ludzie po czterdziestce to rzeczywiście jacyś nudziarze – bez charyzmy, bez własnego zdania, zdziwaczali. Poszukiwanie sensu tego filmu może nas prowadzić do wniosku, iż opowiada on o swego rodzaju nabieraniu rozumu przez główne bohaterki, jednak mamy tu do czynienia z wyjątkowo słabą odsłoną tego motywu. Na domiar złego do fabuły wplątał się również wątek miłosny. Przez cały film był gdzieś na drugim planie, przytłumiony dźwiękami i obrazami wielkiej imprezy, jednak to właśnie pocałunek zamyka całość tuż przed napisami końcowymi, zupełnie jakby to, co przed chwilą widzieliśmy, miało być komedią romantyczną. Bałagan i niekonsekwencja w trzymaniu się jednego pomysłu doprowadziły do tego, że widz nawet nie wie, co tak naprawdę ogląda.
Wydanie DVD poza filmem zawiera również wycięte sceny – choć są mało śmieszne i dotyczą głównie sprośnych żartów, ładnie posegregowano je w kategorie tematyczne. Dodatkowo możemy zapoznać się z wpadkami na planie i improwizacjami bohaterów. Z tego drugiego bonusu dowiadujemy się przede wszystkim, jak wiele można dostarczyć filmowi za sprawą własnej spontaniczności, bez trzymania się scenariusza – niektóre ze scen, które oglądaliśmy w filmie, okazały się tymi nieplanowanymi, a jednak zdecydowano się je wykorzystać. Niestety istnienie ciekawie zaprezentowanych parunastu minut dodatków nie pomaga zwyczajnie słabej fabule. Innymi słowy - wydanie nie zachwyca.
Zasiadający przed ekranem często mniej formalnie klasyfikują filmy, a Sisters znalazłyby się w kategorii „odmóżdżające”. Jest to jeden z tych obrazów, które możemy włączyć w tle podczas wykonywania innych czynności codziennych – skupiwszy na nim uwagę po dziesięciu minutach zajmowania się czymś innym, dojdziemy do wniosku, że nic nas nie ominęło. Jeśli potrzebujecie czegoś do „pobrzdąkiwania w tle podczas spotkania ze znajomymi”, będzie to dobry wybór. Nie ma w sobie jednak na tyle siły, by zainteresować widza w stu procentach.