2. sezon serialu Sky Rojo rozpoczyna się w miejscu zakończenia poprzedniej odsłony. Gina i Wendy zostawiają Moisesa uwięzionego w podziemnej pułapce, natomiast Coral wychodzi obronną ręką ze starcia z Romeem i postanawia uratować inne dziewczyny z jego burdelu. Jednak jak to zwykle bywa, pozorne zwycięstwo naszych bohaterek szybko staje się porażką, a ich sytuacja jeszcze bardziej się komplikuje. Bohaterki nie chcą poddać się po jednej przegranej bitwie i postanawiają podjąć się ostatniego, szalonego wyczynu... wyciągnąć rękę po pieniądze Romea. Mam wrażenie, że spokojnie nowy sezon mógł być o połowę krótszy. Bowiem twórcy pierwsze trzy odcinki poświęcają, aby domknąć pewne wątki z poprzedniej odsłony, zanim zabiorą się za główną oś fabuły nowej. Niestety to sprawia, że w pewnym momencie siada tempo narracji i opowieść bardzo się dłuży. Spokojnie pewne kwestie, takie jak uwolnienie się z pułapki Romeo, czyli zabetonowania pod ziemią w aucie, można było rozwiązać w jednym odcinku. Niestety, twórcy, nie wiedzieć czemu, postanowili przeciągać pewne aspekty fabuły, które wydawały się kompletnie niepotrzebne. Dobrym tego przykładem jest wątek porwania Christiana przez Wendy i Ginę, a później przetrzymywanie go w chatce. I tak doprowadził on do uwięzienia dziewczyn w zabetonowanym samochodzie. Można było to o wiele łatwiej i lepiej rozwiązać. Szkoda, że pierwsza połowa nowego sezonu miała sporo takich momentów. 
fot. Netflix
Jednak gdy już dochodzimy do drugiej połowy, to fabuła nabiera rumieńców i z produkcji robi się ciekawe, umoczone w szalonym klimacie heist movie. Wszystko zostało przeprowadzone jak najbardziej poprawnie. Pochwalam pomysł z wykorzystaniem Fermina jako głosu napadu. Naprawdę świetnie została również zrealizowana scena samego skoku, bez żadnych wybuchów czy wielkich strzelanin, raczej w kameralnym stylu, z którego jednak wyciśnięto maksimum. To wszystko okraszone zostało sporą dawką szaleństwa, które widać choćby w krwawej i mocnej scenie pojedynku Coral z Moisesem, gdy ta pierwsza traci oko, kule latają w powietrzu, a Moises ledwo uchodzi z życiem. Druga połowa 2. sezonu to już prawdziwa jazda po bandzie, jednak nie na łeb na szyję, ale z dużym wyczuciem stylu.  Główne bohaterki bardzo dobrze prezentują się jako sprawnie działający kolektyw. Każda posiada inne umiejętności, które znakomicie uzupełniają się, nieważne, jakie zadanie obiorą sobie za swój cel. Coral, Wendy i Gina reprezentują girl power, który po prostu chce się oglądać na ekranie. W grupie miesza się wiele skrajnych emocji, od szaleństwa, agresji po miłość i troskę. Co najważniejsze koktajl emocji, który serwują nam bohaterki, jest całkiem smaczny, a poszczególne elementy nie gryzą się ze sobą. Problem pojawia się, gdy trzeba prowadzić indywidualne wątki bohaterek, ponieważ nie wszystkie są równe. Najlepiej prezentuje się Wendy, która ma ciekawy wątek dotyczący radzenia sobie z traumą.  Całkiem nieźle prezentowała się również Coral. W tym wypadku na jej korzyść działały sceny retrospekcji, które zagłębiały się w toksyczne relacje z Moisesem i Romeem. Chociaż gdy trzeba było uderzyć w bardziej psychotyczne tony z postacią, to wypadało to równie dobrze, choćby w sekwencji, gdy naćpana Coral sterroryzowała pracowników przybytku Romeo. Niestety, w nowym sezonie gdzieś w tłumie zniknęła Gina. Miała ona całkiem nieźle napisany wątek w poprzedniej odsłonie, jednak teraz została potraktowana jako ta trzecia w ekipie, jej maskotka, bez głębszej historii, która pozwoliłaby jej zachować autonomiczność. Wypadła dobrze jako sprawnie działająca członkini grupy, jednak nic więcej nie kryło się za tą postacią,  zabrakło po prostu indywidualności Giny w nowej serii. Czarne charaktery historii, czyli Romeo, Christian i Moises, to w nadal bardzo przerysowane postacie, głównie jeśli chodzi o dwóch pierwszych panów. To psychopatyczni, szaleni złoczyńcy, którzy jednak nie posiadają żadnej głębi. Twórcy próbowali wykrzesać z nich coś więcej, dodając specyficzną więź rodzinną między antagonistami, ale to nie do końca zadziałało. Przede wszystkim nie uwierzyłem w tę relację. O wiele lepiej prezentował się sam Moises, u którego pojawił się jakiś ładunek emocjonalny, szczególnie jeśli chodzi o toksyczny związek z Coral, zwykłymi wyrzutami sumienia i chęcią porzucenia swojego przestępczego życia. Te czynniki złożyły się na to, że Moises w 2. sezonie jest o wiele ciekawszą postacią. Sky Rojo w 2. sezonie ma pewne, czasem nawet spore mankamenty, szczególnie jeśli chodzi o pierwszą połowę nowej odsłony. Jednak koniec końców produkcja zapewnia sporą dawkę rozrywki, za którą kryje się coś więcej. Ode mnie 7/10.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj