Slapface ewidentnie jest projektem stworzonym z pasji Jeremiaha Kippa, który przekuł swój chwalony na różnych festiwalach krótkometrażowy film w dłuższą fabułę i ani na moment nie traci głównej myśli utkanej w tym filmie.
Slapface jest rozwinięciem krótkometrażowego filmu Jeremiaha Kippa o tym samym tytule, który w 2017 roku objeździł różne horrorowe festiwale i był przez wielu mocno chwalony. Kipp postanowił opowiedzieć swoją historię w dłuższym metrażu z pasji i poczucia misji, bo nie da się ukryć, że Slapface żartobliwie można by określić mianem długiego wideo stworzonego w ramach kampanii przeciwko przemocy domowej.
Przemoc domowa jest tematem, którego nie należy zmiatać pod dywan. Powinno się za to zwiększać świadomość społeczeństwa i wskazywać, które zachowania nie powinny być tolerowane. Kipp doskonale zdaje sobie z tego sprawę, chociaż sam w swoim filmie korzysta z groteski do zobrazowania problemu. Uwypukla go w emocjonalny i szczery sposób, czerpiąc garściami z horrorowych klisz.
Bohaterem filmu jest Lucas, który wprowadza się do starszego brata po tym, jak ich rodzice giną w wypadku. Chłopak spędza czas na samotnych wędrówkach po lesie, ale jego brat Tom niespecjalnie się tym przejmuje. Jedyną w mniemaniu Toma metodą wychowawczą jest "zabawa" zwana slapface, w której wzajemnie okładają się otwartą dłonią po twarzach. Plaskacze mają wyładowywać złe emocje, ale – ku zdziwieniu braci – nie zdaje to egzaminu, bo w życiu Lucasa pojawia się nagle dziwny stwór.
Kipp daje się poznać jako reżyser o bardzo dobrym oku i wyczuciu. Mogłoby się wydawać, że momentami nie radzi sobie z kierowaniem młodymi aktorami, którzy w interakcjach między sobą są zbyt nieporadni, ale w ten sposób właśnie reżyser odkrywa przed nami granicę między realizmem a zdarzeniami nieprawdopodobnymi. Sprawnie pomyślana przez reżysera metafora potwora działa tym lepiej, że w pewnym momencie Lucas zaprzyjaźnia się z tajemniczą postacią i przywołuje to na myśl tytuły Siedem minut po północy i Gdzie mieszkają dzikie stwory. Niezależnie od inspiracji reżysera, który bawi się trochę koncepcją, Goonies w slasherowej formie ani na moment nie gubi głównej myśli i wprost bezczelnie pyta widza, czy te okrucieństwa są efektem działań potwora, czy może człowieka?
Emocji do tej historii na pewno dodaje bardzo dobre aktorstwo młodego Augusta Maturo w roli Lucasa i Mike'a Manninga wcielającego się w Toma. Bez odpowiedniej chemii między nimi, a także surowego charakteru tej relacji, trudno byłoby odnieść problem przemocy na bardziej realny grunt. Wspierani są też przez postaci drugoplanowe, które również w jakimś sensie wiążą się z tematem całej opowieści.
Potwór stwarza okazje do wywoływania strachu i gęsiej skórki, ale szczególnie mocny staje się punkt w fabule, kiedy zyskuje on większe znaczenie. Niezależnie jednak od narracji, możemy interpretować pojawienie się stwora jako imaginację nietypowej wersji matki chłopca, który w ten sposób radzi sobie z poczuciem winy i stratą bliskiej osoby. Gdy jednak w komicznej scenie stwór przymierza sukienkę jego mamy, Lucas reaguje agresją i zdaje się nie akceptować takiej sytuacji. Slapface rozprawia się z niezwykle ważnym i trudnym tematem. I choć pozwala sobie momentami na wyładowanie napięcia, to jednak w tym chaosie wciąż obecna jest główna myśl.
Slapface podczas seansu ściera ze sobą różne emocje – od śmiechu po przerażenie. Niezależnie jednak od intencji reżysera, będzie to film różnie odbierany przez widownię. Jednak myślę, że dzięki kreatywnemu podejściu, społeczne zacięcie w piętnowaniu przemocy domowej spełnia swoje zadanie.