Twórcy po raz kolejny udowadniają, w jak przemyślany i umiejętny sposób opowiadają tę historię. W końcu poznajemy tajemnicę Aleca, która w poprzednich odcinkach była zaledwie liźnięta. Jego przeszłość daje kilka odpowiedzi i zaskoczeń, bo chyba takiego obrotu spraw związanych z jego historią nikt się nie spodziewał. Wyrasta na o wiele ciekawszego bohatera, gdy poznajemy te istotne dla jego osobowości informacje. Wzbudza więcej sympatii i zarazem podziw dla jego poświęcenia w tej sprawie morderstwa.
Wszystko wskazuje na to, że mamy trójkę podejrzanych osób, które na pewno mają związek ze śmiercią chłopca. Wydaje się, że najmniejszy udział brała w tym Susan, która jest jedynie świadkiem wnoszenia ciała dziecka. To jest istotny niuans wart zaznaczenia - ona nie widziała, kto je zabija. Takim sposobem Nigel, który rzekomo wniósł Danny'ego na plażę, może być jedynie nierozważnym głupcem, a nie zabójcą. Twórcy ponownie w znakomitym stylu opowiadają historię postaci Susan korzystając z głównego wątku. Dzięki temu z kobiety z psem, która krzywo patrzy na innych ludzi, zaczynamy dostrzegać kobietę zranioną, która nie jedno przeżyła. Jej opowieść fantastycznie wiąże się z całą otoczką serialu oraz ze sprawą morderstwa, a postać staje się ludzka i bardzo charakterystyczna. Od razu zaczyna wzbudzać sympatię, czego nie można powiedzieć o Nigelu. Jest agresywny, antypatyczny i dziwny - można od razu wywnioskować, że ma coś na sumieniu, tylko że największym podejrzanym wydaje się jednak... Tom. Syn pani Miller na pewno ma spory związek z morderstwem Danny'ego, co wyraźnie sugeruje ostatnia scena i mina Aleca, gdy czytał jego korespondencję. Nadal obstaję przy tym, że Tom kogoś kryje - może własnego ojca?
Genialna atmosfera, ciekawa fabuła i subtelność w wykorzystywaniu detali to największe zalety Broadchurch. Jest to prawdopodobnie jeden z najbardziej emocjonujących seriali dramatycznych ostatnich lat o takiej tematyce, który ma w sobie większy pazur niż chociażby The Killing.