Nie oglądałam oryginalnych Słodkich Kłamstewek, które zadebiutowały na małym ekranie w 2010 roku i zdobyły sporą rzeszę fanów. W związku z tym recenzuję Pretty Little Liars: Original Sin z punktu widzenia kogoś, kto nie miał jeszcze do czynienia z tym uniwersum. Może to być szczególnie przydatna ocena dla nowych widzów, którzy boją się, że nie połapią się w fabule bez znajomości pierwszej produkcji.  Czy warto obejrzeć Słodkie kłamstewka: Grzech pierworodny?
Fot. HBO Max
Jeśli wygląd jest dla was ważny i oglądaliście Diunę głównie ze względu na ładne ujęcia, to ten tytuł może Was skusić. Słodkie kłamstewka: Grzech pierworodny ma naprawdę schludną i dopracowaną estetykę. Choć akcja dzieje się współcześnie, to sceneria w ogóle nie przypomina serialu młodzieżowego z ostatnich lat. Trochę jak w przypadku Chilling Adventures of Sabrina ma się wrażenie pewnego zawieszenia w czasie. Stylistyka przywodzi na myśl niesprecyzowaną przeszłość, mieszającą się z nowoczesnymi gadżetami. Dzięki temu produkcja ma niezwykle nostalgiczny klimat, który z powodzeniem podkręca temat przewodni, czyli zbrodnię.  Produkcja przypomina mi inny serial Netflixa, także z telewizyjnego uniwersum Sabriny Spellman. Chodzi o 1. sezon Riverdale. Choć raczej wszyscy są zgodni w tym, że aktualnie absurdalna fabuła produkcji jest głównie powodem do histerycznego śmiechu, to debiut miała niezwykle udany. Nowe Little Liars mają dokładnie ten sam klimat, co Riverdale w czasach swojej świetności. Piękna sceneria, nastolatki rozwiązujące tajemnicę w małym miasteczku i przyciągająca oko kolorystyka, zmieniająca się w zależności od klimatu sceny. Na pochwałę zasługują także techniczne aspekty, takie jak niestandardowa praca kamery, która czasem zerka zza aktora albo się trzęsie. Niektóre ujęcia wydają się niemal mgliste, dodają tajemniczości w odpowiednich momentach. Pod względami wizualnymi Słodkie kłamstewka: Grzech pierworodny zostały naprawdę dobrze obmyślane i patrzenie na nowość HBO Max to sama przyjemność. Skoro w tych aspekcie nie ma się specjalnie do czego przyczepić, to co z fabułą serialu? 
Fot. Materiały prasowe
+1 więcej
Słodkie kłamstewka: Grzech pierworodny wpada w kilka przewidywalnych klisz. Na przykład podczas lekcji w liceum jedna z bohaterek musi zaznaczyć, że w spisie obowiązkowych autorów jest za mało kobiet i kolorowych reżyserów. Oczywiście poruszanie takich tematów jest ważne, ale czasem można odnieść wrażenie, że twórcy przenoszą niemal identyczne sceny i dialogi z jednej produkcji do drugiej. W ciągu ostatnich kilku lat widziałam coś podobnego tyle razy, że miałam déjà vu. Na szczęście w nowych Little Liars takich wątków, które wydają się sztuczne i powtarzalne, jest bardzo malutko. Zdecydowanie nie popełniają pod tym względem błędów nowej Plotkary.  Choć pierwsze trzy odcinki serialu Słodkie kłamstewka: Grzech pierworodny nie są wybitne, to trzymają dość wysoki poziom. Nie mogę sobie przypomnieć nawet jednego momentu, podczas którego czułam zażenowanie przez zachowanie bohaterek. W przypadku produkcji młodzieżowych zawsze oblewa mnie zimny pot, że będę musiała przeżyć powtórkę z Cały on. Twórcy produkcji kompletnie nie rozumieli nastolatków i pisali najbardziej niezręczne dialogi, jakie można sobie wyobrazić. Na szczęście w tym wypadku oszczędzono mi tortur.  Postacie w Pretty Little Liars: Original Sin wydają się autentyczne i tak się zachowują. Mają swoje wady, ale wciąż potrafią być sympatyczne. Bardzo dobrze odtworzono zachowanie typowej podłej dziewczyny z liceum, która w wielu wypadkach, zamiast rzucać oczywistymi obelgami prosto w twarz (patrzę na ciebie, Sierra Burgess jest przegrywem), woli cicho wyszeptać najbardziej raniące słowa, by zachować swój troskliwy wizerunek. Aktorki mają sporo charyzmy, szczególnie spodobał mi się występ Mallory Bechtel w roli obu złych bliźniaczek. Od czasów wielkiego sukcesu Reginy George wiele filmów i seriali próbowało odtworzyć archetyp wrednej dziewczyny - z niepowodzeniem. A Słodkie kłamstewka: Grzech pierworodny z sukcesem serwują nam porządne wcielenia licealnych antagonistek. Ostatnim kluczowym elementem jest intryga, wobec której mam mieszane uczucia. Głównie dlatego, że choć oglądanie zmagań głównych bohaterek i tego, jak reagują na konkretne zdarzenia, jest fascynujące, to sama tajemnica na razie nie wydaje się tak ciekawa. 1. odcinek ruszył z prawdziwym przytupem, a potem akcja niestety zwolniła. Trudno powiedzieć na tym etapie, czy rozwiązanie będzie zaskakujące i satysfakcjonujące, ale z pewnością kulisy działań tajemniczego zabójcy nie są najmocniejszą stroną serialu. Warto jednak dać mu szansę. Bo Słodkie kłamstewka: Grzech pierworodny to naprawdę mocniejsza pozycja na tle innych produkcji młodzieżowych. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj