Z twórczości Peyo zaczerpnięto jedną z ciekawszych historii, która związana jest z narodzinami Smerfetki. W krótkiej retrospekcji otrzymujemy informacje o tym, jak Gargamel ją stworzył, a potem Papa Smerf zmienił w niebieskie, przepełnione dobrocią stworzenie. Najnowszy makiaweliczny plan czarnoksiężnika związany jest właśnie ze Smerfetką. Jej porwanie jest początkiem kolejnej wielkiej przygody.

Smerfy 2 wpisują się idealnie w konwencję typowego kina familijnego. Brak jakiejś logiki, stereotypowe postacie, prosty humor, ślamazarny rozwój fabularny, klisze i przekazywanie morału dotyczącego miłości, wybaczania i rodzinnych wartości są tutaj na porządku dziennym. Przesłanie filmu jest ładnie zaznaczone od początku do końca, więc najmłodsi powinni zrozumieć dokładnie, co twórcy chcieli im przekazać. Dla dorosłych może momentami wydawać się to zbyt nagminne i nachalne. Brak tutaj wyważenia pomiędzy ciągłymi rozmowami o uczuciach a warstwą rozrywkową, która powinna bawić. Tym bardziej smuci fakt, że ponownie talent komediowy Neila Patricka Harrisa w drugiej części jest kompletnie marnowany. W "jedynce" śmieszył o wiele bardziej. Lepsze wrażenie w filmie robi Brendan Gleeson w roli dziadka Victora.

Problemem Smerfów 2 jest to, że twórcy tworzą film z myślą o najmłodszych, a zapominają o tym, że one same do kina nie chodzą. W dzisiejszych czasach, gdy tworzy się animowane komedie, te powinny tak samo bawić dzieci i dorosłych. To podstawa, która w produkcji Raja Gosnella nie jest brana pod uwagę. Co prawda film ogląda się bez zażenowania i zgrzytania zębami, ale daleko mu do rozrywki, przy której dorosły widz mógłby przypomnieć sobie czasy, gdy sam ekscytował się niebieskimi ludzikami.

Smerfy 2 serwują jednak sceny, kiedy pewne emocje i wspomnienia wracają. Duża w tym zasługa kompanii smerfów wyruszającej na przygodę. W odróżnieniu od pierwszej części mamy tutaj znane i popularne twarze, które swoim zachowaniem są bardzo bliskie serialowym pierwowzorom. Laluś, Maruda i Ciamajdą mają swoje momenty. Szkoda jedynie, że z Papy Smerfa zrobiono sympatycznego tatusia, który mówi jedynie o dobroci i słodkości. Ta postać zawsze była czymś więcej. Nieźle wyglądają Wredki, czyli pomocnicy Gargamela. Ich relacja ze Smerfetką potrafi zainteresować. 

W porównaniu do Smerfów widać poprawę. Film pokazuje nam typowy przykład humoru slapstickowego, który potrafi rozbawić najmłodszych, a czasem nawet i ich starszych towarzyszy. Jest pod tym względem lepiej, gdyż w "jedynce" czasem zahaczało to o humor kloaczny. Możemy także śmiało powiedzieć, że jedna postać kradnie każdą scenę - Klakier. Kocur rządzi, bawi i koniec kropka. Nieźle wyglądają także sceny efektowne, w których twórcy wykorzystują dobrodziejstwa technologii 3D.

Nawet sympatycznie wypada polski dubbing. Na uwagę zasługuje momentami zabawny Jerzy Sztuhr w roli Gargamela. Co prawda nie jest to poziom słynnego osiołka, ale dawno w kinie aktorskim nie widziałem tak dobrze zdubbingowanej postaci. Reszta aktorów sprawia się raczej poprawnie, bez większych fajerwerków. Minusem dubbingu i scenariusza są pewne mrugnięcia okiem do starszych widzów, które w założeniu miały bawić, a w gruncie rzeczy są przykładem pomysłu niskich lotów. 

Sceny w wiosce smerfów przypominają klimat, jaki miała bajka. Nie rozumiem, dlaczego producenci stwierdzili, że fajnie będzie przenieść akcję do Paryża, ale ponownie nie jest to strzał w dziesiątkę. Co prawda mamy ładne widoki miasta, ale nie ma tutaj klimatu, który w magicznym świecie smerfów jest wyraźnie odczuwalny. 

Obraz zapewnia rozrywkę niskich lotów i niestety pozbawioną typowej magii smerfów. Nie ma jednak sensu krytykować twórców za tworzenie czegoś tylko dla najmłodszych, zwłaszcza że na drugiej części ich przygód każde dziecko będzie się świetnie bawić.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj