Czarna zima jest debiutancką książką Macieja Misztala, więc jako debiut należy ją oceniać. Trochę trudno wczuć się w opowiadaną przez autora historię, główni bohaterowie są pozbawieni życia i barwy (może prócz namiestnika Semena Waszkiewicza, kompaniona i podwładnego głównego bohatera, który choć nie dostał wiele miejsca na kartkach książki, od razu budzi sympatię), a retrospekcje mogą wprowadzić zamieszanie w głowie mniej uważnego czytelnika. W czytaniu pomaga nieco sienkiewiczowski język, którym napisana jest cała powieść; przyjemny styl pozwala przebrnąć nawet przez nudniejsze fragmenty. Pomaga również okraszenie owego stylu kilkoma humorystycznymi sytuacjami i dbałość o jego zachowanie przez cały czas snucia opowieści o Borzęckim.
Jakub Borzęcki, mianowany za specjalne zasługi felczerem księcia wojewody, przybywa na jego niegościnne ziemie wraz z pancerną chorągwią – może mniej opłacaną, za to nie sprawdzaną tak dokładnie. A dla jegomościa komisarza rzecz to ważna, by nikt nie spoglądał w przeszłość zanadto - przez nią musiał wszak uciekać na skraj cywilizowanego świata, gdzie silnie uzbrojone stanice i forty bronią granic królestwa przed koczowniczymi plemionami ze wchodu. Dlatego też, gdy morderstwa dokonywane przez nieznanego zwierza zaczynają gnębić krainę, bez zbytniego zastanowienia postanawia spełnić prośbę księcia wojewody i zająć się rozwiązaniem tej zagadki. Szybko jednak okazuje się, że sprawa jest nieco bardziej skomplikowana - wychodzi bowiem na jaw chciwość samego księcia, chcącego sławą dorównać swym potężnym przodkom, oraz tajemnicza sekta czcząca lód i ogień, wieszcząca rychłą zagładę świata za pomocą właśnie tych dwóch żywiołów. Jakby tego wszystkiego było mało, obok Jakuba pojawia się Zofia, tajemnicza kobieta w błękicie, z którą pana komisarza łączy wspólna przeszłość. Jej tożsamość przez długi czas pozostaje nieznana, z pewnością jednak nie jest człowiekiem. No i Kamień Słoneczny, magiczna błyskotka, dzięki której można ogrzać się w zimne dni (i nie tylko), zaczyna sprawiać problemy, nie chce już słuchać komisarza. To wszystko, ta mieszanina krwi, tajemnic i starych podań, które w gruncie rzeczy mówią prawdę, może być zbyt wielkim ciężarem dla każdego jegomościa.
Jedno jeszcze trzeba nadmienić: autorowi udało się wykreować atmosferę, w której naprawdę można odczuć opisywane zimno. W wielu innych dziełach ciągłe wspominanie o uporczywych zjawiskach (nieważne jakiego pochodzenia) staje się po prostu nudne i drażniące, nierzadko utrudniające lekturę. W wypadku Czarnej zimy na szczęście nie widać takowego problemu, co z pewnością dobrze wróży kolejnym potencjalnym książkom Macieja Kusztala. Jego debiut zdecydowanie mógłby być dłuższy (sto stron traktujemy raczej jako długie opowiadanie niż osobną powieść), jednak jeśli autor zdecyduje się na następną książkę, z pewnością będzie ona warta przeczytania.