Tym razem Bridgette nie stara się już za wszelką cenę zaciągnąć mężczyzny do łóżka czy dogodzić sobie, gdy tylko synek pójdzie na drzemkę. Owszem, cała ta jej desperacja jest wyczuwalna na drugim planie, jednak nie to w odcinku numer 2. się liczy. Teraz młoda mama jest zajęta zwykłą codziennością – zakupami, chorobą dziecka, dorabianiem pieniędzy... Jej perypetie są bardzo ludzkie i znajome wszystkim, stąd też ogląda się to całkiem przyjemnie. W bieżącym odcinku ważnym wątkiem była cała sytuacja wokół ospy małego Larry'ego. Dziecko znaczną część odcinka spędziło w ramionach ojca i jego nowej kobiety, a Bridgette mogła wreszcie zrobić coś dla siebie. Za sprawą tego zabiegu mieliśmy okazję ocenić, jakimi ludźmi są opiekunowie malucha i nie trzeba wcale długiej analizy, by ocenić ich jako chodzące stereotypy. Ona – głupiutka trajkocząca blondynka, która aż klei się do dzieci. On – wychowanek ulicy i przedstawiciel subkultury „gangsta”, który, jak się zdaje, nigdy nie wydorośleje. Wbrew pozorom bohaterowie bardzo do siebie pasują i stanowią dość zgrany duet, ale nie mogę jakoś traktować ich poważnie. Nie oferują widzowi zupełnie nic, a ich twarze zdają się być myślą nieskalane. Nie wiem, czy to rzeczywiście konieczne, by zajmować miejsce tego typu postaciami i żałuję, że twórcy nie położyli nacisku na choćby odrobinę większe ich dopracowanie. Na ważną postać rośnie natomiast sama babcia Tutu, matka Brigette. Bohaterka ma w bieżącym odcinku kilka scen wyłącznie dla siebie, w których obserwujemy ją nad garnkiem czy deską do krojenia, zasłuchaną w muzykę operową. Kamera skoncentrowała się na niej w zasadzie już na początku epizodu, gdy pomyliła mężczyznę w sklepie ze swoim byłym chłopakiem. Ta sytuacja wywołała w niej jakiegoś rodzaju przełom, bo od tej pory dziarska kobieta nieco przycichła i wycofała się w melancholię. I choć trudno jeszcze stwierdzić, co z tego wyniknie, można przypuszczać, że twórcy położą nacisk nie tylko na przypadkowe skecze z jej udziałem, ale także na emocjonalne rozbudowywanie postaci, dzięki czemu zyska ona na wyrazistości. Wątek Tutu zapowiada się ciekawie, liczę na cofnięcie się do odleglejszych historii i poznanie genezy tatuażu na nadgarstku. Na razie pozytywnie wypada sam lekki wydźwięk serialu. Nie poruszamy jeszcze głębokich problemów, a choć życie Bridgette z pewnością nie należy do kolorowych, mimo wszystko potrafi ona odnaleźć w nim powody do uśmiechu. Scena z kąpielą czy ubieraniem kolczyków zamożnej znajomej jest bardzo wymowna w swojej prostocie, a fakt, iż Bridgette się do tego przyznała, czyni z niej bohaterkę uczciwą i wiarygodną. W pewnym sensie zaczynam ją lubić i choć momentami jej postawa trochę drażni, widać w niej dobre, proste serce. Wzbudza sympatię. ‌SMILF nabiera kształtów. Pierwsze niezbyt korzystne wrażenie już nieco się zatarło i widać, że rzeczywiście da się znaleźć tu coś więcej niż tylko biadolenie na tematy intymne i łóżkowe. Jest przyzwoicie, a seans przemija dość przyjemnie. W tym tygodniu 6/10.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj