Śnieżna siostra to dość nietypowa książka świąteczna, bo Boże Narodzenie jest tak naprawdę tylko tłem, a pierwsze skrzypce ogrywa historia o bólu, przyjaźni i utracie.
Dla głównego bohatera święta były zwykle czasem pełnym radości, bo obchodził wtedy urodziny. Teraz jest jednak inaczej, bo rodzice chłopca nadal nie mogą pogodzić się ze śmiercią córki. Pewnego dnia Julian poznaje tajemniczą dziewczynkę, Hedvig, i z jej pomocą stara się przywrócić atmosferę świąt.
Książka jest bogato ilustrowana. Niemal na każdej stronie znajduje się jakiś obrazek. Ilustracje współgrają z treścią, tworzą odpowiedni klimat oraz ułatwiają wyobrażenie sobie danej postaci czy danego miejsca. Jeśli jest mowa o czymś smutnym czy strasznym, treści towarzyszą ciemniejsze barwy, ale jeżeli dzieje się coś wesołego, pozytywnego – są jaśniejsze kolory.
Z uwagi na poruszaną tematykę, styl (prosty, ale to dlatego, że w tym utworze wypowiadają się prawie że wyłącznie dzieci) czy wygląd ilustracji wydaje mi się, iż powieść została raczej napisana z myślą o dzieciach czy młodszej młodzieży, niemniej osoby dorosłe także mogą znaleźć coś dla siebie oraz wyciągnąć mądrą lekcję z lektury. Tym bardziej, że książka wywołuje wiele różnych emocji i poruszy nawet najtwardsze serce.
Bohaterzy zostali bardzo dobrze wykreowani. Targają nimi różne emocje, które widać gołym okiem, popełniają błędy i są po prostu ludzcy. Mogliby istnieć naprawdę. Każdy ma swój charakter, dzięki czemu się wyróżnia, co sprawia, że po pierwsze nie są jednakowi, a po drugie jednych lubi się bardziej, a drugich mniej. Narratorem opowieści jest główny bohater – Julian. Z tego powodu język opowieści jest prosty. Nie ma w sumie w tym nic zaskakującego, bo dziwne byłoby, gdyby dziesięciolatek posługiwał się bardzo wyszukanym, kwiecistym, wręcz literackim językiem. To nastolatek, który stracił bardzo bliską osobę, ale pomimo tego dość dobrze się trzyma. Jest tak pozytywną postacią, że nie da się go nie lubić. Chętnie pomaga innym i czerpie radość z tego, iż komuś się coś udaje.
Maja Lunde nie napisała książki świątecznej, w której pełno jest prezentów, choinek, pierników oraz radości. Dotyka ona trudnych tematów (np. śmierci kogoś bliskiego i radzenia sobie z tym), ale robi to w dobry sposób. Ponadto pokazuje, że mamy prawo do smutku czy łez (nawet jeśli wszyscy dookoła są radośni, bo czują klimat świąt i czekają na prezenty) i nie jest to oznaka słabości. Autorka zaserwowała mądrą historię, która pozostaje w czytelniku na dłużej, podnosi go trochę na duchu i zmusza także do refleksji.