Edward Snowden w ostatnich latach stał się symbolem walki z zagrożeniem, jakie niesie za sobą nadmierna inwigilacja obywateli przez państwo. Inwigilacja, której jesteśmy poddawani nawet bez naszej wiedzy. Ktoś może przeglądać nasze maile, wiadomości SMS, podglądać nas przez kamerę w laptopie czy nawet podsłuchiwać naszych rozmów telefonicznych bez naszej wiedzy i to legalnie. Jak to jest możliwe? Do czego politycy i wojskowi potrzebują tych informacji? Co stanie się z ludźmi, którzy postanowią się temu systemowi przeciwstawić? Na te wszystkie pytania stara się odpowiedzieć Oliver Stone, twórca takich obrazów jak Urodzony 4 lipca i JFK, w swoim najnowszym filmie Snowden. Reżyser przybliża widzom postać Edwarda Snowdena, którą wszyscy powinni kojarzyć z wiadomości. Chce wytłumaczyć, dlaczego ten pracownik służb specjalnych postanowił zdradzić swój kraj, ujawniając ściśle tajne informacje dotyczące nielegalnego podsłuchiwania przez rząd Stanów Zjednoczonych milionów ludzi na całym świecie, tym samym stając się najbardziej poszukiwanym człowiekiem globu. Oliver Stone postawił tym razem na klimat szpiegowski, który czuć w każdym ujęciu. Film rozpoczyna scena tajnego spotkania dziennikarzy ze Snowdenem w jednym z hotelowych pokoi. Widz od razu czuje, że nie tak łatwo jest uciec przed okiem „wielkiego brata”. Niestety, klimat ciągłego zagrożenia jest trochę niweczony przez postać reportera Glenna Greenwalda (Zachary Quinto), która ma być wyluzowana i trochę rozładowywać napięcie, Zachary Quinto niestety robi to bardzo nachalnie, psując efekt osiągnięty przez pozostałych aktorów. Na szczęście dla równowagi reżyser wprowadził postać dziennikarza Ewena MacAskilla – w tej roli świetny Tom Wilkinson. Podczas wspomnianego spotkania Snowden opowiada całą historię od początku. Otrzymujemy więc pełen obraz dramatu tego człowieka, który rozpoczął się w 2004 roku i możemy zobaczyć, jak tytułowy bohater z patriotycznego żołnierza staje się wywrotowcem. Niekwestionowaną gwiazdą tego filmu i powodem, dla którego należy go obejrzeć jest niewiarygodna przemiana Josepha Gordona-Levitta, który niczym kameleon przeistacza się w Edwarda Snowdena. Niemal idealnie kopiuje jego ruchy, sposób mówienia, a nawet wygląd. Choć za to ostatnie brawa należą się osobie odpowiedzialnej za charakteryzację. Niestety, film ma także wątki, które tak mocno zwalniają akcję, że aż usypiają. Jednym z nich jest pokazanie trudnej historii miłosnej Snowdena i Lindsay Mills. Odnoszę wrażenie, że Stone chciał podkreślić dramat tytułowego bohatera, pokazać z czego musiał zrezygnować dla dobra ludzkości. Gdyby jednak tego wątku nie poruszył, film tylko by na tym zyskał. Zaskoczony byłem obecnością w tej produkcji Nicolasa Cage’a. Zakwalifikowałem go już jako aktora filmów kategorii B. Tymczasem Stone powierzył mu tu rolę doświadczonego agenta Hanka Forrestera, będącego mentorem tytułowego bohatera. Jest to może rola epizodyczna, ale wzorowo zagrana. Cage wypada w niej jak za dawnych dobrych czasów. W 2014 powstał dokument Citizenfour, nagrodzony rok później Oscarem za najlepszy film dokumentalny, w którym Snowden opowiedział, dlaczego dopuścił się zdrady swojego kraju i jakie cele mu przyświecały. Jednak jak to bywa z filmami dokumentalnymi, nie trafił on do tak dużej rzeszy odbiorców, jak zakładali twórcy. Widownia woli mieć takie historie podawane w formie fabuły. Naprzeciw tym potrzebom wychodzi właśnie nowy obraz Stone’a, choć jak sam zaznacza na początku filmu, wydarzenia w nim pokazane zostały odpowiednio zmienione dla zachowania dramaturgii opowieści.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj