The Double ("The Double") opowiada o jednostajnej i względnie przewidywalnej egzystencji Simona (Jesse Eisenberg) będącego biurokratycznym pracownikiem do złudzenia przypominającym postać Józefa K. z kart powieści "Proces" Kafki. Simon jest postacią niezauważalną i przezroczystą, chodzącą dzień w dzień w tym samym "smutnym" garniturze – jego dni zlewają się w jedno i trudno z nich wyłowić bardziej ważne czy przełomowe wydarzenia. Do czasu, kiedy poznaje współpracownicę – Hannah (Mia Wasikowska), do której zaczyna nieśmiałe podloty. Krótko potem w pracy pojawia się swoiste alter ego Simona – James, który wydaje się być jego bratem bliźniakiem, jednak nikt poza samym zainteresowanym nie wydaje się tego zauważać. James jest jego absolutną przeciwstawnością – jest pewny siebie, bywa skrajny i wie, czego chce, a do tego jest cwany, czyli posiada wszystkie cechy pożądane przez osamotnionego głównego bohatera, który stara się tego od niego nauczyć, jednak koniec końców wcale nie wychodzi na tym dobrze.
O ile Mia Wasikowska dysponuje charyzmatyczną osobowością oraz wyrazistym talentem i warsztatem, dzięki czemu jest w stanie obronić większość ról, które przyjdzie jej zagrać, to Eisenberg zaczyna coraz częściej sięgać po role, które merytorycznie można przyrównać do jego kreacji Marka Zuckerberga z The Social Network, tym samym coraz częściej kojarząc się z postaciami mniej lub bardziej rezolutnych geeków. Jednak w Sobowtórze daje prawdziwy popis swojego kunsztu aktorskiego – obserwując Simona oraz Jamesa, można odnieść wrażenie, że grają ich dwie zupełnie inne osoby.
[video-browser playlist="633305" suggest=""]
Przestrzeń wykreowana w Sobowtórze wydaje się funkcjonować poza czasem, niczym fabuła powieści "Rok 1984" George’a Orwella. W filmie Ayoadego występuje także wiele odniesień do twórczości Kafki – głównemu bohaterowi nieustannie rzucane są pod nogi kłody, które najłatwiej byłoby scharakteryzować jako sytuacje kafkowskie, jakich dostarcza absurdalna i niemalże żyjąca własnym życiem biurokracja. Elementy te ubrane są w stylistykę przywodząca na myśl jeden z bardziej rozpoznawalnych filmów Gilliama, czyli Brazil, jednak o bardziej wypłowiałych oraz przygnębiających kolorach. Dzięki tej dosyć nieoczywistej i pomieszanej, a jednocześnie ciężkiej konwencji widz odczuwa wiszące nad bohaterami zagrożenie, które wydaje się i także nim powoli władać.
Czytaj również: Tom Hardy kończy z komediami romantycznymi
Pomimo dość wyrazistych konwencji, w których reżyser zamierzenie wydaje się plątać, odnajduje jednak chwilę na autorską refleksję, co przekłada się na puszczenie oka do widza. Poprzez takie motywy jak często popełniane samobójstwa w dzielnicy czy specjalnie powołany do badania tego zjawiska oddział policji wydaje się mówić, iż nie warto brać każdego aspektu Sobowtóra na serio, tym samym nieco rozluźniając stylistykę całego obrazu i dając widzom szansę na odrobinę śmiechu, mimo iż jest on gorzkawy.