Spoza układu to nowe dzieło Justina Roilanda, który w ostatnich latach zasłynął przede wszystkim jako współtwórca serialu Rick i Morty, a przy tym też głos tytułowych postaci. Jego osoba nie jest jednak jedynym elementem, który łączy ze sobą obie te produkcje. Oba te tytuły są bowiem mieszanką humoru i sci-fi i mają niemal identyczną, charakterystyczną kreskę. Momentami można naprawdę zapomnieć się i pomyśleć, że oglądamy jeden z odcinków o przygodach Sanchezów.
Nowy serial ma jednak nieco bardziej konkretne założenia fabularne. Rick and Morty to przede wszystkim szaleńcza jazda bez trzymanki i większość odcinków stawia na oderwane od całej historii przygody głównych bohaterów. Tutaj mamy nieco bardziej „liniową” opowieść. Na Ziemię trafia grupa kosmitów z planety Schlorp, która zostaje zniszczona w wyniku uderzenia asteroidy. Corvo, Terry, Yumyuluck i Jesse oraz towarzysząca im istota - Pupa, tworzą coś na kształt nietypowej rodziny, która trafia w zupełnie nowe, nieznane im miejsce. Niecodzienni goście zostają więc zmuszeni do tego, by przez pewien czas pozostać na obcej im planecie i zadomowić się między ludźmi.
Twórcy nie serwują nam jednak typowej historii o kosmitach, którzy starają się ukrywać własne pochodzenie i wtapiać się między ludzi. Już od pierwszego odcinka wiemy, że wszyscy w ich otoczeniu doskonale zdają sobie sprawę z tego, że mają do czynienia z obcą, kosmiczną rasą i niejednokrotnie im to wytykają. Bohaterowie są sporą zaletą Solar Opposites – każdy ze Schlorpian jest zupełnie inny i inaczej radzi sobie z sytuacją, w której się znalazł. Corvo gardzi ludzkością i najchętniej wszystkich by unicestwił, Terry zaś wyraźnie polubił się z ziemskimi rozrywkami i regularnie serwuje nawiązania do popkultury. Yumyuluck i Jesse, czyli „dzieci”, starają odnaleźć się w szkolnej rzeczywistości, co okazuje się trudne, gdy nie tylko wyraźnie wyróżnia się na tle reszty uczniów, ale też ma się wyjątkowe hobby, jakim jest… tworzenie w pokoju czegoś na kształt wiwarium z pomniejszonymi ludźmi.
Wątek zmniejszonych ludzi w pokoju Yumyulucka otrzymał w serialu Roilanda naprawdę sporo miejsca i trzeba przyznać, że jest on całkiem interesujący. To zupełnie osobna historia, która dzieje się gdzieś w tle (dosłownie, biorąc pod uwagę, że mówimy o ścianie w jednym pokoju) pozostałych wydarzeń. W „Murze”, jak nazywane jest to miejsce przez jego przymusowych mieszkańców, wykształca się osobne, postapokaliptyczne społeczeństwo, z własną ekonomią, siłami zbrojnymi, a nawet… religią. Wyraźnie widoczne są nawiązania do klasyki kina w postaci serii Mad Max i Ucieczki z Nowego Jorku i wydarzenia te śledzi się z zaciekawieniem nie mniejszym niż w przypadku głównego wątku.
Solar Opposites wyróżnia się na tle swojego „starszego brata” także pod względem humoru. Chociaż obie produkcje regularnie serwują nam absurdalne sceny, to nowsza z nich jest jednak pod tym względem nieco bardziej wyważona. Większość zabawnych momentów wynika tutaj przede wszystkim z połączenia typowo ziemskich problemów i sytuacji z zaawansowaną, kosmiczną technologią. Całość ma też zdecydowanie inną formułę, bo przypomina ona parodię klasycznych, rodzinnych sitcomów.
Zarówno perypetię Schlorpian, jak i społeczności Muru śledzi się ze sporym zaciekawieniem, wyczekując kolejnych zaskoczeń ze strony scenarzystów, a humor w zdecydowanej większości przypadków jest naprawdę trafiony i potrafi rozbawić. Warto jednak zaznaczyć, że to zdecydowanie produkcja dla widzów dorosłych, bo sporo tutaj wulgaryzmów, przemocy, a nawet seksu. Cała historia ma też spory potencjał na przyszłe sezony – ciekawie zapowiada się przede wszystkim wątek Pupy, czyli przeuroczej żółtej istoty, która jest w stanie niszczyć całe planety.
Solar Opposites to dobra propozycja na zagospodarowanie sobie przerwy między 4. i 5. sezonem Ricka i Mortiego, ale z uwagi na nieco bardziej klasyczną strukturę i odrobinę mniej chaosu i absurdu może spodobać się także tym osobom, którym serial Harmona i Roilanda nie przypadł do gustu.