Poszczególne epizody Solos trwają mniej więcej 25 minut. Każda z odsłon przedstawia inną historię, w której występuje jeden lub dwoje bohaterów. Wszystkie wydarzenia toczą się zazwyczaj w jednym pomieszczeniu i dzieją się w czasie rzeczywistym. Istotną kwestią serialu jest obsada. Wśród aktorów portretujących postacie znajdują się między innymi: Morgan Freeman, Anne Hathaway, Helen Mirren i Dan Stevens. Motywem przewodnim produkcji są relacje międzyludzkie, ale też samotność i nieprzepracowane traumy. W niektórych miejscach twórcy jawnie odnoszą fabułę do obecnej globalnej sytuacji, związanej z pandemią i lockdownem. Mamy więc kameralną egzystencjalną opowieść w otoczce science fiction, z pierwszoligowymi aktorami w rolach głównych. Brzmi interesująco, prawda? Dlaczego więc Solos ponosi porażkę prawie na każdej płaszczyźnie?
Twórcy serialu Amazona z pewnością chcieli pozycjonować się wśród odbiorców tam, gdzie obecnie przebywa kultowe Czarne lustro. Dystopijna rzeczywistość, futuryzm, technologiczne zagrożenia i idee humanistyczne walczące o przetrwanie w zalewie komercjalizacji i konsumpcjonizmu. Przesłanie Solos jest tożsame z tym, o czym mówi Black Mirror, ale wykonanie pozostawia bardzo dużo do życzenia. Przede wszystkim nie sprawdza się użyta forma. Twórcy podjęli ryzyko, stawiając na dialogi i monologi oraz klaustrofobiczne miejsce akcji. Niestety, rozmowy i myśli bohaterów nie są na tyle ciekawe, żeby wywoływać większe emocje. Solos jest serialem przegadanym, nużącym i jednostajnym. Bohaterowie mówią do siebie lub do obecnej w pobliżu sztucznej inteligencji. Wnioski płynące z przemyśleń opiewają idee humanizmu i są dość oczywiste. Nikt tu nie odkrywa Ameryki, choć puenta ma w sobie słuszność i dużo sensu. Problem w tym, że w wielu przypadkach konwencja science fiction pełni rolę kwiatka u kożucha – jest po prostu zbyteczna.
Fantastyka naukowa odgrywa kluczową rolę w pierwszym epizodzie, który jest zdecydowanie najlepszy ze wszystkich. Historia z Anne Hathaway w roli głównej może być wizytówką serialu i zachętą do dalszego seansu. Niestety, później jest już dużo słabiej. W epizodzie drugim bohater grany przez Anthony’ego Mackie opowiada o swoim życiu samemu sobie. Kolejny odcinek to już zupełne kuriozum – Helen Mirren wspomina dawne czasy, a my czujemy się tak, jakbyśmy oglądali anegdotyczne retrospektywy starszej pani w telewizji śniadaniowej. W tym rytmie toczą się kolejne opowieści. Twórcy źle gospodarują czasem ekranowym. Mimo że nie mają go wiele i tak marnują niemiłosiernie. W serialu mówi się dużo i często bardzo dygresyjnie. Solos stara się wyrwać z tej konwencji odcinkiem o nowo narodzonym dziecku, ale i w tym przypadku ponosi porażkę. Tam, gdzie lejce powinien przejąć horror, pojawia się pośpiech i powierzchowność. Twórcy nie mają wiele czasu, żeby wygenerować atmosferę grozy. Jak łatwo się domyślić, ich starania spalają na panewce.
Monologi i dialogi to szansa na popis dla aktorów i mogłoby się wydawać, że chociaż w tym segmencie serial powinien odnieść zwycięstwo. Niestety, nic takiego się nie dzieje i to ponownie z winy scenariusza. Artyści nie mają po prostu co grać. Są zamykani w czterech ścianach, kamera krąży wokół nich (scenografia, z małymi wyjątkami, praktycznie nie istnieje), a oni dwoją się i troją, żeby wznieść opowiadaną historię ponad przeciętność. Wśród artystów najlepiej wypada Anne Hathaway. Pomysł wyjściowy jej odcinka jest całkiem interesujący i aktorka wykorzystuje to w stu procentach. Dalej jest dużo gorzej. Największa szkoda Helen Mirren, bo podczas monologu tej wybitnej aktorki można zwyczajnie zasnąć. Nieźle natomiast wypada Constance Wu w odcinku z dość zaskakującą konkluzją oraz duet Dan Stevens i Morgan Freeman w finale sezonu. Ostatni epizod zasługuje na uwagę, nie tylko ze względu na grę aktorów. Wreszcie akcja toczy się na zewnątrz, w otwartej przestrzeni. Jest na czym oko zawiesić, choć sama fabuła nie wyróżnia się poziomem ponad pozostałe.
Solos to serial, przez który bardzo trudno przebrnąć. To zaskakujące, bo trwa on w sumie nieco ponad dwie godziny. Niestety kolejne epizody są tak nużące, że ciężko skupić się podczas seansu. Oglądamy odcinki, czekając z niecierpliwością na puentę, która finalnie okazuje się czymś dość wyświechtanym. Całości nie ratuje ani konwencja science fiction, ani obsada. Solos to zmarnowana szansa na poruszenie ciekawych i aktualnych tematów.