Solos: sezon 1 - recenzja
Solos to siedmioodcinkowy serial Amazona skupiający się na dialogach i monologach bohaterów żyjących w futurystycznej rzeczywistości.
Solos to siedmioodcinkowy serial Amazona skupiający się na dialogach i monologach bohaterów żyjących w futurystycznej rzeczywistości.
Poszczególne epizody Solos trwają mniej więcej 25 minut. Każda z odsłon przedstawia inną historię, w której występuje jeden lub dwoje bohaterów. Wszystkie wydarzenia toczą się zazwyczaj w jednym pomieszczeniu i dzieją się w czasie rzeczywistym. Istotną kwestią serialu jest obsada. Wśród aktorów portretujących postacie znajdują się między innymi: Morgan Freeman, Anne Hathaway, Helen Mirren i Dan Stevens. Motywem przewodnim produkcji są relacje międzyludzkie, ale też samotność i nieprzepracowane traumy. W niektórych miejscach twórcy jawnie odnoszą fabułę do obecnej globalnej sytuacji, związanej z pandemią i lockdownem. Mamy więc kameralną egzystencjalną opowieść w otoczce science fiction, z pierwszoligowymi aktorami w rolach głównych. Brzmi interesująco, prawda? Dlaczego więc Solos ponosi porażkę prawie na każdej płaszczyźnie?
Twórcy serialu Amazona z pewnością chcieli pozycjonować się wśród odbiorców tam, gdzie obecnie przebywa kultowe Czarne lustro. Dystopijna rzeczywistość, futuryzm, technologiczne zagrożenia i idee humanistyczne walczące o przetrwanie w zalewie komercjalizacji i konsumpcjonizmu. Przesłanie Solos jest tożsame z tym, o czym mówi Black Mirror, ale wykonanie pozostawia bardzo dużo do życzenia. Przede wszystkim nie sprawdza się użyta forma. Twórcy podjęli ryzyko, stawiając na dialogi i monologi oraz klaustrofobiczne miejsce akcji. Niestety, rozmowy i myśli bohaterów nie są na tyle ciekawe, żeby wywoływać większe emocje. Solos jest serialem przegadanym, nużącym i jednostajnym. Bohaterowie mówią do siebie lub do obecnej w pobliżu sztucznej inteligencji. Wnioski płynące z przemyśleń opiewają idee humanizmu i są dość oczywiste. Nikt tu nie odkrywa Ameryki, choć puenta ma w sobie słuszność i dużo sensu. Problem w tym, że w wielu przypadkach konwencja science fiction pełni rolę kwiatka u kożucha – jest po prostu zbyteczna.
Fantastyka naukowa odgrywa kluczową rolę w pierwszym epizodzie, który jest zdecydowanie najlepszy ze wszystkich. Historia z Anne Hathaway w roli głównej może być wizytówką serialu i zachętą do dalszego seansu. Niestety, później jest już dużo słabiej. W epizodzie drugim bohater grany przez Anthony’ego Mackie opowiada o swoim życiu samemu sobie. Kolejny odcinek to już zupełne kuriozum – Helen Mirren wspomina dawne czasy, a my czujemy się tak, jakbyśmy oglądali anegdotyczne retrospektywy starszej pani w telewizji śniadaniowej. W tym rytmie toczą się kolejne opowieści. Twórcy źle gospodarują czasem ekranowym. Mimo że nie mają go wiele i tak marnują niemiłosiernie. W serialu mówi się dużo i często bardzo dygresyjnie. Solos stara się wyrwać z tej konwencji odcinkiem o nowo narodzonym dziecku, ale i w tym przypadku ponosi porażkę. Tam, gdzie lejce powinien przejąć horror, pojawia się pośpiech i powierzchowność. Twórcy nie mają wiele czasu, żeby wygenerować atmosferę grozy. Jak łatwo się domyślić, ich starania spalają na panewce.
Monologi i dialogi to szansa na popis dla aktorów i mogłoby się wydawać, że chociaż w tym segmencie serial powinien odnieść zwycięstwo. Niestety, nic takiego się nie dzieje i to ponownie z winy scenariusza. Artyści nie mają po prostu co grać. Są zamykani w czterech ścianach, kamera krąży wokół nich (scenografia, z małymi wyjątkami, praktycznie nie istnieje), a oni dwoją się i troją, żeby wznieść opowiadaną historię ponad przeciętność. Wśród artystów najlepiej wypada Anne Hathaway. Pomysł wyjściowy jej odcinka jest całkiem interesujący i aktorka wykorzystuje to w stu procentach. Dalej jest dużo gorzej. Największa szkoda Helen Mirren, bo podczas monologu tej wybitnej aktorki można zwyczajnie zasnąć. Nieźle natomiast wypada Constance Wu w odcinku z dość zaskakującą konkluzją oraz duet Dan Stevens i Morgan Freeman w finale sezonu. Ostatni epizod zasługuje na uwagę, nie tylko ze względu na grę aktorów. Wreszcie akcja toczy się na zewnątrz, w otwartej przestrzeni. Jest na czym oko zawiesić, choć sama fabuła nie wyróżnia się poziomem ponad pozostałe.
Solos to serial, przez który bardzo trudno przebrnąć. To zaskakujące, bo trwa on w sumie nieco ponad dwie godziny. Niestety kolejne epizody są tak nużące, że ciężko skupić się podczas seansu. Oglądamy odcinki, czekając z niecierpliwością na puentę, która finalnie okazuje się czymś dość wyświechtanym. Całości nie ratuje ani konwencja science fiction, ani obsada. Solos to zmarnowana szansa na poruszenie ciekawych i aktualnych tematów.
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1986, kończy 38 lat
ur. 1985, kończy 39 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1978, kończy 46 lat