Somewhere over the chemtrails to jeden z tych filmów, które zrobiły na mnie dobre wrażenie z dość nieoczywistych powodów. Choć w poniższej recenzji znajdziecie kilka słów o specyficznej estetyce i genialnym poczuciu humoru, to we wstępie chciałam zaznaczyć, że produkcja niemal błyskawicznie kupiła mnie obrazem wsi, który jest zabawny, ale nie prześmiewczy. Bardzo łatwo jest przekroczyć tą granicę, kiedy portretuje się ludzi z małych miejscowości. I szczególnie w kinie artystycznym patrzy się na nich czasem tak, jak na fascynujący, ale zupełnie obcy gatunek.

Ten tytuł nie pozbawia jednak godności swoich bohaterów i podchodzi do nich szacunkiem - a przy tym wciąż jest szalenie zabawny. 

Fot. Materiały prasowe

Somewhere over the chemtrails opowiada o małej miejscowości, w której lokalny pijak kąpię się w fontannie, a doroczny jarmark z piwem i rzucaniem beczką jest wydarzeniem na ogromną skalę. Choć w tym miejscu pamięta się o zewnętrznym świecie, który przejawia się na przykład latającymi nad głowami mieszkańców samolotami, to wciąż ta wieś stanowi trochę odrębny organizm, w którym życie płynie nieco inaczej. Fabuła rozgrywa się na przestrzeni mniej więcej tygodnia, w którym członkowie lokalnej społeczności próbują rozwikłać zagadkę, kto jest sprawcą tajemniczego wypadku. Gdy śledztwo nabiera rozpędu, w powietrzu pojawiają się rasistowskie nastroje. 

Tak jak wspomniałam we wstępie, jako osobie z małego miasteczka bardzo spodobało mi się to, jak zostali sportretowani bohaterowie. Ich zachowania czasem są śmieszne, a nawet absurdalne, a jednak nikt nie patrzy na nich z góry. W rozmowie z reżyserem po seansie można było dowiedzieć się, że sam pochodzi z miejsca, któremu daleko do metropolii. Tłumaczyłoby to, w jaki sposób udało mu się tak dobrze przedstawić mieszkańców wsi. Adam Rybanský przy tworzeniu Somewhere over the chemtrails w pewien sposób zastanawiał się, dlaczego dobrze znani nam ludzie, którzy wydają się mieć serca we właściwym miejscu, są zdolni do nienawistnych poglądów, takich jak rasizm. W produkcji było zresztą widać to, że próbuje podejść do każdego ze swoich bohaterów, nawet gdy zachowują się niemoralnie, ze zrozumieniem i sympatią. Właśnie to czyni film tak interesującym - nie ma tu ani złoczyńców, ani podziału na czarne i białe. Są tylko ludzie. 

Fot. Materiały prasowe

Przy tym filmie trzeba także wspomnieć o stronie wizualnej. Bardzo dużą rolę odgrywała tu kompozycja. Po seansie z okazji festiwalu filmowego Tofifest zadano nawet reżyserowi pytanie, czy nie interesuje się może fotografią, ponieważ kadry były tak dopracowane i estetyczne. Nie było to miejsca na przypadkowość. Sceny zostały bardzo dobrze przemyślane, co widać na przykład w ujęciach, w których jest jeden element idealnie pośrodku ekranu. Jednak to wszystko nie miało być tylko piękne, choć oczywiście przyjemnie się na to patrzy. Twórcy bardzo często używali samego obrazu w celach komediowych, w szczególności korzystali z braku ruchu, by rozbawić widownię. Ta dbałość o estetykę jest tym bardziej zaskakująca, że rzadko która komedia tak bardzo się na niej skupia. 

Chociaż Somewhere over the chemtrails to komedia, to mimo wszystko niegłupia. Reżyser inspirował się prawdziwymi, absurdalnymi wydarzeniami i zbudował wokół nich ciekawą historię, która krąży wokół stereotypów, rasizmu i człowieczeństwa. Zdecydowanie w filmie jest kilka mocnych scen, które mogą wycisnąć z widza łzy, niekoniecznie ze śmiechu. Nie tylko główny bohater jest dość sympatycznym, czasem nieporadnym człowiekiem, ale produkcja przedstawia także relację, która przypomina więź ojca z synem. Zdecydowanie jest to jedna z najlepszych rzeczy w filmie - bo nie ma nic bardziej druzgocącego niż zdanie sobie sprawy, że ktoś, kto od zawsze był ci bliski, zrobił coś, co bardzo kłóci się z twoją moralnością. 

To na pewno jedna z lepszych produkcji, jaką można było obejrzeć w 2022 roku z okazji Tofifestu. 

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj